Głośny huk wyrywa nas ze snu. W tylne drzwi kampera ktoś łomocze bezlitośnie. Andrzej łapie za gaz pieprzowy. Ja przerażona ostrożnie zerkam na zewnątrz. Jest jasno jak w dzień. Samochód spowity srebrnym światłem księżyca rzuca długi cień. W jego ukryciu rysuje się kontur wielkiego, rogatego łba. Łaciate krówsko raz po raz bodzie nasz kamper w upartych próbach przesunięcia go znad soczystej kępy trawy. Grzmiące “A poszły stąd!” przerywa nocny atak rogacizny.
Ranek przypomina nam, gdzie jesteśmy i jak wysoce nieprawdopodobne było pojawienie się kogokolwiek w miejscu, które obraliśmy za nocleg – opuszczone miasteczko Szagan.
Położone w północno-wschodnim Kazachstanie powstało w latach pięćdziesiątych, wtedy jeszcze na terenie Związku Radzieckiego. Było jednym z mono-miast – osad, funkcjonujących w oparciu o jedną branżę przemysłową. To w nich wraz z rodzinami osiedlał się personel konkretnej kopalni, huty, czy fabryki. Mieszkańcy Szagan związani byli z położoną ledwie 10 kilometrów dalej wojskową bazą lotniczą dla radzieckich bombowców dalekiego zasięgu. Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego upadło i lotnisko i służące mu miasteczko.