Oko w oko z dziką przyrodą w Singapurskim Zoo
Przelotna ulewa zostawia po sobie zapach parującej ziemi. Wszechobecną wilgoć potęgują wielkolistne drzewa...
Kilka minut później autobus znika, a z nim wrzawa podekscytowanych uczniów. Na uliczkach nepalskiego Nayapul cisza jednak nie zalega.
Lokalne sklepiki zaczynają nowy dzień pracy. Ich budynki, mimo, że nadgryzione zębem czasu wyglądają na nieukończone. Zardzewiałe konstrukcje rusztowań opierają się o nieotynkowane ściany. Otwarte tarasy drugich pięter zieją na przestrzał niezabudowaną pustką. Partery – te są ukończone. Przestronne, otwarte sale, z odmalowanymi ścianami, przykurzonymi nieco pyłem drogi biegnącej przez środek miasteczka. W środku – stoliki jadłodajni, warsztaty pracy stolarzy, półki uginające się pod ciężarem worków z ryżem i inną żywnością.
– Worki z mąką, ryżem i ziemniakami, warzywa, mydła i wełniana przędza. Coś jeszcze? – dopytuje sklepikarz.
– Nie, nie. Na dziś to wszystko – opowiada smagły, szczupły mężczyzna dopinając paski w uprzęży niecierpliwiącego się już zwierzęcia.
– Wracacie dziś, czy dopiero jutro?
– Jak pogoda się utrzyma to jeszcze dziś. Krótka trasa – tylko do Banthanti. W Green Hill View Lodge mają nową grupę turystów. Trzeba im dowieźć towar przed kolacją.
– Spokojnej drogi więc – rzuca na odchodne sprzedawca, odganiając z progu sklepu nachalnie ciekawskiego muła.
Początek jest łatwy. Szerokie, kamieniste ścieżki wiją się w lasach i między polami. Przecinają górskie potoki i delikatnie wspinają się na wzgórza otoczone tarasami upraw ryżowych. Stadko ciemnobrązowych, długouchych mułów kolebie jukami w takt miarowego truchtu po żwirowej drodze. Nagle przeciągły gwizd poganiacza każe im zwolnić. Na przedzie dwójka turystów, ich przewodnik i tragarz wciskają się jak najgłębiej w trawiastą zatoczkę na poboczu, starając się ustąpić miejsca karawanie. Na ścieżkę wracają kiedy wygwizdywane komendy poganiaczy zaczynają cichnąć. Kultura ruchu drogowego w górach Annapurna.
Jest ciepło. Promienie słoneczne znacznie podnoszą odczuwalną temperaturę powietrza. Szybki miarowy marsz zagrzewa dodatkowo. Wraz z każdym krokiem, teren zmienia się coraz bardziej. Rozległe, płaskie pola zastępują skaliste wzgórza. Szeroka ścieżka przechodzi w wąską drożynkę, ostrzej i ostrzej pnącą się do góry nierównymi kamienistymi schodkami. U jej szczytu, błękitem i bielą mienią się zabudowania bajkowej górskiej osady Tikhedhunga.
Na wpół murowane, na wpół metalowe konstrukcje domków przyczepione są kurczowo do wystających półek skalnych. Niektóre wydają się trzymać podłoża tylko siłą swojej cementowej woli. Niemal każdy z nich, to albo jadłodajnia, albo pensjonat. Te, które posiadają luksusy w postaci pryszniców z gorącą wodą krzyczą o tym wielkimi, ręcznie malowanymi szyldami.
– Dal bhat i herbata!
– „Dal bhat power – 24 hour!” – krzyczy mu nad uchem rozbawiony kelner, stawiając przed poganiaczem gigantyczny talerz z daniem.
Dal, to przyprawiana kminem i kurkumą gęsta zupa z soczewicy gotowana z cebulą, czosnkiem, pomidorami i ziołami. Bhat – gotowany na parze ryż. Do tego placuszki chleba przaśnego – roti i odrobina gulaszu warzywnego. A na deser – gorąca, mocna i bardzo słodka herbata. Jedna porcja dania wystarcza na kilka godzin dalszej trasy.
– Do Ghorepani dziś? – zagaduje.
– Nie, tylko do Banthanti – odpowiada poganiacz rolując sprawnie papieros z cienkich bibułek i aromatycznego tytoniu.
– O, tamta kobieta też do Banthanti. Przyniosła wełniane szale i zaraz będzie wracać – ruchem ręki wskazuje na skalną półkę zaraz przy ścianie jadłodajni.
Na kancie skalnego ustępu siedzi kobieta otulona w purpurową, wełnianą chustę. Obok niej pusty już wiklinowy kosz. Usłyszawszy rozmowę mężczyzn podnosi się zarzucając na plecy pojemnik. Oplatający go sznur zaczepia sobie o czoło, łagodząc szorstkość troku niewielkim skrawkiem materiału.
– To pan do Green Hill View z dostawą? – rzuca w stronę kończącego papieros poganiacza.
– A, tak, tak.
– Ja też tam, to dołączę. Muszę zamówienie na pranie odebrać.
Masywny taras dzieli pensjonat od malutkiego budynku kuchennego, gdzie wrą przygotowania do wieczornego posiłku. Przy złączonych stolikach, otoczonych drewnianymi półkami, palnikami i wielkim glinianym paleniskiem, kucharka i pomocnicy przygotowują kolację. Przestrzeń pomieszczenia jest niewielka i ogień z palenisk ogrzewa miejsce. Mimo to, chłód na zewnątrz jest tak dotkliwy, że kuchenna ekipa kuli się pod kurtkami i kapturami. Kucharka zagrzewa ich władczo rzucanymi poleceniami. Niczym wytrawna tancerka wiruje na wąziutkiej przestrzeni między blatami a paleniskiem, półkami i piecem. Tu przygotowuje ryż, tu ziemniaki w sosie curry, tu znowu w wielkim garze nastawia wodę na herbatę. Zauważywszy tragarza wybiega mu naprzeciw.
– Namaste! Dobrze, że już jesteście. Obiecałam takiemu młodemu na kolację momo, a warzyw przecież już nie mam! – zanosi się dobrodusznym śmiechem, w którym wyraźnie dzwoni westchnienie ulgi. Dzięki karawanie „taki młody” będzie się tego wieczoru cieszył puszystymi pierożkami z warzywnym farszem i ostrym sosem chili.
Świetlica roi się od gwaru rozmów o trasie, o planach na dalszą podróż. Są porady, przestrogi, żarty i śmiech. Atmosfera domowego ogniska tworzona przez obcych ludzi w odległym kraju – tak specyficzna i unikalna dla schronisk górskich. Następnego dnia wcześnie rano, po lodowatym prysznicu i przeraźliwie zimnej nocy, wszyscy ruszą w dalszą trasę. Dotrą do Ghorepani skąd roztacza się zapierający dech w piersiach widok na pokryte śniegiem ostre stoki himalajskiego łańcucha Annapurna. Kolejny dzień zaczną przed świtem. W ciemnościach ruszą na 3210-metrowy Poon Hill gdzie obejrzą wschód słońca nad Himalajami. Może pogoda będzie im sprzyjać. Może czyste, bezchmurne niebo pozwoli zobaczyć im skąpane w czerwonych promieniach wchodzącego słońca himalajskie szczyty. Może wręcz odwrotnie. Siąpiący deszcz i gęsta mgła zasłonią kurtyną aury boski widok. Co stanie się na pewno – na nepalskiej ścieżce trekkingowej zostawią cząstkę siebie. W każdym mijanym miejscu, w każdej napotkanej osobie, bo nie da się nie stracić serca dla gór Nepalu.
Poon Hill to trzytysięcznik w paśmie nepalskiego łańcucha górskiego Annapurna. Jego 3210-metrowy szczyt jest jednym z najpopularniejszych punktów widokowych oferujących panoramę na majestatyczne Himalaje.
Miasteczko Nayapul – położone ok 40km od Pokhara – jest punktem startowym wyprawy. Pierwszy odcinek trasy podzielony jest zazwyczaj na 2-3 dni. Między Nayapul, a Ghorepani – wioską położoną najbliżej Poon Hill – jest kilka malowniczych osad górskich. Każda z nich składa się niemal wyłącznie z noclegowni i schronisk górskich, w których w razie potrzeby można zatrzymać się na noc. Z Ghorepani, przed świtem, rusza się na około godzinny marsz na szczyt Poon Hill. Tego samego dnia, zaraz po śniadaniu, wyprawa w trasę powrotną, która zazwyczaj trwa 2 dni. Ponieważ szlak Ghorepani Poon Hill jest tzw. szlakiem obwodowym (zataczającym koło), drogę powrotną do Nayapul można wyznaczyć wzdłuż jego północnej nitki.
Przykładowa trasa:
Nayapul – Tikhedhunga (lunch) – 4 godziny
Tikhedhunga – Banthanti (nocleg) – 2 godziny
Banthanti – Ghorepani (nocleg) – 4 godziny
Ghorepani – Poon Hill (wschód słońca) – 1 godzina
Poon Hill – Ghorepani (śniadanie) – 1 godzina
Ghorepani – Banthanti (lunch) – 4 godziny
Banthanti – Ghandruk (nocleg) – 4 godziny
Ghandruk – Nayapul – 5 godzin
Trasa prowadząca na Poon Hill jest umiarkowanie trudna. Zaczyna się szerokimi i przystępnymi drogami, które stopniowo przechodzą w coraz węższe i bardziej strome ścieżki. Te zazwyczaj uformowane są w kamienne stopnie. Na żadnym odcinku nie ma ekstremalnych, niebezpiecznych spadów, przepaści, itd. Trzeba jednak mieć na uwadze, że w czasie zalegania śniegu trudność trasy znacznie się podnosi.
Generalnie jednak szlak jest przyjemny, umiarkowanie wymagający i fantastycznie malowniczy. Do tego dochodzą atrakcje w postaci „współpodróżników”: kozy, bawoły, muły i niezliczone ilości ptaki przeróżnych gatunków. Jeśli trekking przypada na wiosnę, fenomenalnie kolorowa flora jeszcze bardziej urozmaici wędrówkę.
Woda w Nepalu zdatna jest do picia jedynie po przegotowaniu lub przefiltrowaniu. Warto więc zainwestować w tabletki uzdatniające lub filtry. Gdzie się da – zaopatrywać się w butelkowaną wodę mineralną.
Poon Hill położony jest w Obszarze Chronionym Anapurny, w związku z tym konieczne są przepustki umożliwiające wejście na jego teren. Tutaj dowiesz się jak i gdzie zaaplikować.
Możliwe jest również wynajęcie przewodników i w razie potrzeby tragarzy. Praktycznie każdy hotel i biuro turystyczne w Pokhara oferuje podobne usługi.
W naszym przypadku wycieczkę nie tylko po szlaku Annapurny, ale i cały pobyt w Nepalu, zorganizowany został przez HELLO SHERPA TREKS & EXPEDITION. Fantastyczna ekipa, zorganizowaną przez Dendi Sherpa, która zajęła się nami nie jak turystami, lecz jak rodziną.
Poon Hill, Ghorepani, Nepal
Ghorepani Poon Hill trekking możliwy jest cały rok, aczkolwiek warto unikać pory monsunowej między czerwcem a wrześniem.
Październik – listopad: pora po-monsunowa z czystym i przejrzystym powietrzem. Dni ciepłe, ale nocą temperatury spadają poniżej zera. Szczyt sezonu z dużym ruchem na trasach i zatłoczonymi noclegowniami.
Grudzień – marzec: najzimniejszy okres. Temperatury w dzień ledwie przekraczają zero, w nocy spadają dużo poniżej kreski. Zalegający śnieg i lód znacznie podnoszą trudność trasy. Dużo mniej turystów. Im bliżej marca, tym więcej kwitnącej flory i fantastycznie malowniczych widoków budzącej się do życia przyrody.
Kwiecień – maj: drugi szczyt turystycznego sezonu. Ciepłe dni przeradzają się w nieznośnie upalne i wilgotne im bliżej końca maja.
Czerwiec – wrzesień: pora monsunowa ze wzmożoną ilością długotrwałych opadów i plagami pijawek. W zamian za to, cała flora Annapurny jest w pełni rozkwitu, oferując fenomenalne pejzaże przyrodnicze.
Przepustka: 2000 NPR/ 75 PLN/ 20 USD
Przewodnik: 20–25 USD/ 75–100 PLN za dzień
Posiłki na trasie: 300–400 NPR/ 11–15 PLN/ 3-4 USD
Woda w butelce: 100 NPR/4 PLN/ 1 USD
Zakwaterowanie: 300–1000 NPR/ 11–38 PLN/ 3–10 USD za noc w zależności od standardu. Nie każdy pensjonat/noclegownia ma gorący prysznic. Te z podobnym luksusem za pokój policzą od 450 NPR w górę.