Duch Buriacji
– To wasza maszyna? – pyta młody policjant, pokazując zdjęcie naszej karetki na swoim telefonie. –...
Odbijamy nieco z federalnej drogi Irkuck – Ułan Ude i wąskim pasmem asfaltu docieramy do maleńkiej wioseczki Posolskoye. W szarościach zapadającego zmroku i lejącego deszczu udaje nam się zaparkować karetkę niemal nad samym brzegiem jeziora. W tylnych szybach majaczy zarys rozłożystej budowli z kopulastymi wieżami – prawosławna Katedra Przeobrażenia Pańskiego.
Następnego dnia, pod sinymi i ciężkimi od deszczu sinymi chmurami przestępujemy jej progi.
Żeby dostać się na okolony białym murem dziedziniec trzeba pokonać niepozorną drewnianą furtę powleczoną łuszczącą się niebieską farbą. Pchamy. Ciągniemy. Nic. Próbujemy jeszcze raz. Znowu fiasko. Wreszcie wzrok nasz przyciąga dyndający z dziury w furcie parciany sznurek. Ciągniemy. Po drugiej stronie słychać jak unosi się ciężka żelazna sztaba. Furta ustępuje z chrzęstem starych desek.
Podwórzec jest duży. W jego porośniętym krótką trawą centrum wznosi się katedra, ostro odcinając się czyściusieńką bielą od pochmurnego nieba. Dwa piętra głównego budynku wieńczy dzwonnica i dwie mniejsze wieże z niebieskimi i zielonymi dachami. Wnętrze z umieszczonymi w centrum złoconego ołtarza ikonami widzimy tylko przelotnie. Przez pogrążone w mszalnej modlitwie ramiona: po prawej stronie mężczyzn, po lewej – kobiet w kwiecistych chustach na głowie.
Dookoła podwórca, przytulone do muru, stoją budynki użytkowe: stołówka, kwatery 7 rezydujących tu kapłanów, kwatery gości i kapliczki. Ich nieskazitelną biel przełamują tylko naturalne kolory ogródków kwiatowych, ziołowych i warzywnych. Za szklarnią, płasko na ziemi leżą nadgryzione zębem czasu tablice kamienne z inskrypcjami i datami sięgającymi XVIIIw. – stary cmentarz.
W północnej części muru, w cieniu rozłożystego drzewa kryje się niepozorna drewniana furtka. Otwiera się na Bajkał i wzgórze z malutką kapliczką przy której stoi siedem krzyży – sześć prostych drewnianych i jeden większy, kamienny.
– To miejsce, gdzie Mongołowie zabili ambasadorów rosyjskich – widząc naszą mękę przy rozszyfrowywaniu cyrylicy, spieszy z wyjaśnieniami mężczyzna wychodzący z kapliczki. – Od tych ambasadorów, posłów po naszemu wzięła się nazwa naszej wioski – dodaje.
W 1648r., Khan Tsysan, panujący w północnej części Mongolii wysłał poselstwo do cara Rosji, prosząc o nadanie jemu i jego ludziom statusu Rosjan. Car chcąc dać znać Khanowi o pozytywnej decyzji w 1650r. odesłał do niego swoich ambasadorów na czele z bojarem Zablotskym. Ci jednak padli ofiarą mongolskich bandytów. W miejscu ich tragicznej śmierci powstała kapliczka, która potem przeradza się w cerkiew i wreszcie w katedrę i klasztor.
Budynki kompleksu są schludne i bardzo skromne w porównaniu z katedrami wielkich miast krzyczących przepychem zdobień. A jednocześnie ta biel, schludność i skromność są największymi ozdobami katedralnego kompleksu. Schludność, skromność, spokój, cisza i Bajkał.
To niepojęte jezioro, falujące u stóp katedry, jest jej dopełnieniem i perłą w koronie. Jego początki sięgają 30 milinów lat wstecz. Zawiera ponad 20% procent całego zasobu wodny pitnej na ziemi – ilość wystraczającą by utrzymać przy życiu jedną czwartą światowej populacji. Najgłębsze jezioro świata (najgłębszy punkt – 1642m) jest domem tysięcy gatunków roślin i zwierząt. Większość z nich to endemity – gatunki właściwe i unikatowe tylko dla określonego miejscu. Najsławniejszym przedstawicielem jest nerpa – foka bajkalska, jedna z trzech istniejących gatunków foki słodkowodnej. Do tego dziesiątki gatunków ryb – z najsłynniejszym omulem – które goszczą na stołach okolicznych mieszkańców.
Typowym widokiem o zachodzie słońca jest okutana w zielonkawy strój postać, w woderach i na antycznym motorze z przyczepionym do niego pontonem. Bez świateł, bez jakiejkolwiek nawigacji innej niż gwiazdy, postać wraz z pontonem zsuwa się do wody. Po chwili słychać tylko cichy plusk drewnianych wioseł i sylwetka znika wraz z zachodzącym słońcem za horyzontem.
A kiedy już słońce pojawi się z powrotem, razem z rybakiem na brzegu pojawiają się całe rodziny okolicznych mieszkańców szukających ochłody w wodach Bajkału. Całe pokolenia – poczynając od kilkulatków, na sędziwych seniorach rodu kończąc – pluskają się w krystalicznie czystych 15 stopniach Celsjusza.
Pluskamy się i my. Z zimna prychamy, sapiemy i stajemy się okoliczną atrakcją.
– A wy tu skąd przyjechali? Ja stara, to ciekawa – zagaduje wesoło okutana w bezrękawnik i chustę na głowie babuszka
– A my z Polszy. Teraz na Bajkale a dalej na Mongolię i dookoła miru jedziemy.
– O! Dookoła miru! No, no! A w monastyrze byli? Tam ambasadorzy leżą – spieszy z turystyczną informacją babcia wyciągając rękę w stronę klasztoru. Pospiesznie kiwamy głowami.
– Eh, tak. Mongoły zabiły… Polityka! Samo zło ta polityka. Tylko wojny i wojny! A nie można by tak o, jak my, do jeziora, i pogadać? Nie? Eh!… – starsza kobieta zasmuca się nad historią i polityką, żeby zaraz roześmiać się od ucha do ucha – Oj! Ja tu stara o polityce a wy marzniecie w mokrych ręcznikach. Idźcie, idźcie! Oddychajcie sobie.
Zgodnie z poleceniem idziemy brzegiem jeziora do samochodu. Za nami stado krów wraca od bajkalskiego wodopoju, zwalniając miejsce nadciągającemu tabunowi koni. Pomiędzy trzodą, w szamotanych wiatrem połach czarnej sukmany i czarnej cylindrycznej czapie pop wraca do monastyru z porannej modlitwy nad pradawną naturalną świątynią Bajkału.