Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
Maleńka górska wioska. Wąskie uliczki tylko gdzieniegdzie zaszczycone są plamą asfaltu. Reszta to żwir i piach....
Okna wabią różnorodnością widoków. Zaciekawiona podchodzę do jednego z nich i staję nosem w nos z równie zaciekawioną małpką. Paciorkowate oczka w przechylającej się raz w prawo, raz w lewo główce poddają mnie dokładnym oględzinom. Zwierzątko stwierdza najwyraźniej, że nie stanowię zagrożenia i jakby nigdy nic wraca do przerwanego posiłku. Zauroczona nie mogę odkleić od małpki wzroku, a już kątem oka łapię inny ruch w zaroślach rzecznego brzegu. Ruchliwy, rozdwojony język smakuje powietrze. Bursztynowe ślepia bacznie obserwują okolicę. Ciemne, wielkie cielsko warana paskowanego wyłania się z wody, by za chwilę zniknąć w podmurówce naszej restauracji.
Kilka orzeźwiających piw później spacerujemy nadrzeczem Malakki. Reprezentacyjne, pełne barów i restauracji deptaki ciągną się po obu stronach rzeki. Gigantyczne murale barwią ściany niemal każdego budynku. Rzędy donic z fantastycznie kolorowymi kwiatami znaczą drogę od jednego historycznego monumentu do drugiego. Turyści robią zdjęcia przy wielkim młynie rzecznym sułtanatu Malakki. Rodziny z dziećmi wychodzą na poobiedni spacer. Sielskość.
Wystarczy jednak zerknąć za przepierzenie winorośli, żeby zobaczyć drugie, całkiem odmienne oblicze Malakki. Prowizoryczna bariera oddziela turystyczny błogostan od biedy rozpadających się chatek. Kanałów pełnych śmieci i walczących o odpadki szczurów. Cienka zasłona chroni turystyczne oczy przed prozą codziennego życia toczącego się w mieście. Osłania miejsca, które nie nadają się na pocztówkowe fotografie. A to w tych miejscach właśnie spotykamy najbardziej przyjaznych ludzi. Zadowolonych z tego, co mają, mimo, że mają niewiele. To tu najdonośniej słychać śmiech ganiających po błotnistych uliczkach, umorusanych od stóp do głów dzieci. To tutaj urobiona po łokcie w cieście babcia ma dla nas najżyczliwszy uśmiech. Cały turystyczny pokazowy przepych sypie się w gruzy w zderzeniu z prawdziwym sercem Malakki. Tak skrzętnie ukrywanym.
Czerwone cielsko smoka wije się nam nad głowami. Rozwarta, zamarła w niemym ryku paszcza stwora wita w Chinatown – chińskiej dzielnicy Malakki. Inna smocza paszcza ma towarzystwo w postaci gigantycznej maski chińskiego lwa. Wielkie, zacienione materiałowymi rzęsami ślepia zerkają z ukosa na mijających przechodniów.
Serce chińskiej dzielnicy – ulica Jonker Street – tętni życiem. Tłumy kupujących przelewają się przez usadowione po obu jej stronach sklepiki. Czasami umieszczone w starym garażu ze ścianami oblepionymi deskami półek, czasami w schludnym, błyszczącym bielą ścian odnowionym pomieszczeniu. Bez względu na wygląd można w nich znaleźć absolutnie wszystko: od typowo pamiątkowych magnesów, wachlarzy, zestawów pałeczek do jedzenia przez ubrania, narzędzia do prac wszelkich, części zamienne aż po upakowane w klatkach papugi, króliki i inne typowe domowe zwierzaki jak legwany.
Pomiędzy całym handlowym przepychem stoją obowiązkowo wózki-stragany z jedzeniem. Na bambusowych matach puszą się bao – niewielkie bułeczki nadziewane, czym sobie tylko można wymarzyć. Obok właścicielka-kucharka, na prowizorycznej kuchence dusi na parze w okrągłych, bambusowych pojemnikach następne porcje pyszności.
– Te tutaj są z kurczakiem, a te z wołowiną – uśmiechnięta przekupka zachęca do spróbowania wyrobów – Te mięsne to weźcie sobie na obiad. A te z czerwoną fasolą dam wam na deser – krótko konkluduje nasze zakupy.
Przy końcu ulicy stoi prowizoryczna scena. Niewielka ekipa krząta się przy uprzątaniu scenografii, pozostałości po właśnie zakończonym przedstawieniu. Na plastykowych krzesłach widowni siedzą jeszcze ostatni widzowie, którym niespieszno do rozejścia się. Dosiadamy się z naszymi obfitymi porcjami bao i obserwujemy nieustający ruch i gwar ulicy. Przed sklepikami zaczynają pojawiać się przenośne stragany na kółkach. Podobnie jak ich unieruchomieni krewniacy oferują absolutnie wszystko. Straganiarze dwoją się i troją przy wykładaniu i aranżowaniu towarów. Muszą zdążyć przed zmrokiem. Jonker Street przygotowuje się do weekendowego nocnego marketu.
Malakka – stolica jednego z najmniejszych malezyjskich sułtanatów, o tej samej nazwie. Historyczne centrum miasta rozciąga się wzdłuż wybrzeża rzeki Malakka i obejmuje wzgórze Św. Pawła z ruinami portugalskiej fortecy „A Famosa” („Sławny”), Plac Holenderski (wschodni brzeg rzeki) i starą Chińską Dzielnicę (zachodni brzeg). W 2008 dzięki swoim zabytkom i dziedzictwu kulturalnemu Malakka została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Według legendy miasto zostało utworzone w miejscu, gdzie król Malakki – Parameswara – zobaczył myszo-jelenia (w języku zoologów – kanczyla) uciekającego przed psem. Zwierzątko, mimo, że niewielkie, było na tyle szybkie i zwinne, że bez problemu pozbyło się ścigającego je prześladowcy. Obserwujący zdarzenie Parameswara, wziął je za dobry omen i na tym miejscu w 1402r. utworzył miasto Malakka. Myszo-jelenia uwiecznił w jego herbie.
Dzięki korzystnemu położeniu geograficznemu, miasto wkrótce staje się strategicznym centrum handlu morskiego i najbogatszym portem Półwyspu Malajskiego. Wieść o doskonale prosperującej Malacce dociera do portugalskiego króla – Manuela I. W 1509r. król wysyła swojego admirała Sequeirę z ofertą dla sułtana Mahmuda Shah. Według niej, Malakka miałaby zostać portugalskim reprezentantem handlowym na region Wschodnich Indii. Mimo, że sama oferta spotyka się z pozytywnym przyjęciem, konflikt pojawia się na polu wyznaniowym. Sułtan obawiając się, że Portugalczycy będą chcieli zmusić islamską Malakkę do przejścia na chrześcijaństwo atakuje ludzi Sequiery.W obliczu tych wydarzeń, Manuel I decyduje się zbrojnie przejąć Malakkę, co dochodzi do skutku w 1511r. Portugalczycy przekształcają miasto portowe w fortecę, która pozwala im kontrolować i nadzorować dostęp do cieśniny Malakka, a tym samym cały handel, jaki się tu odbywa.
Taki stan rzeczy nie odpowiada Holendrom i ich Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC), która miała mieć monopol na działalność kolonizacyjną w Azji. Wspierani przez lokalnych sprzymierzeńców Holendrzy przejmują Malakkę w 1641r. W 1824r. na podstawie paktu podpisanego między Holandią i Wielką Brytanią Malakka staje się kolonią brytyjską. Taki stan utrzymuje się do 1957r., kiedy to Malezja uzyskuje niepodległość.
Liczne zawirowania historyczne, oraz utworzenie i gwałtowny rozwój Singapuru, sprawiły, że port Malkki stopniowo tracił na znaczeniu. Miasto zaczęło podupadać ekonomicznie i pustoszeć. Obecnie jednak jest jednym z atrakcyjniejszych miejsc turystycznych w Malezji. Jego bogata historia i architektura z licznymi naleciałościami multi-kulturalnymi zostały docenione nawet przez UNESCO.
Duża grupa społeczności zamieszkująca Malakkę to tzw. Baba Nyonya (albo Peranakan). Są to potomkowie chińskich imigrantów, osiedlających się na Półwyspie Malajskim. Baba to grzecznościowy zwrot oznaczający mężczyznę. Analogicznie Nyonya odnosi się do kobiety. Obie kultury – malajska i chińska – zaczęły przenikać się. Widoczne jest to m.in. w kwestii religijnej. Chińczycy to wyznawcy buddyzmu, podczas gdy Malezyjczycy to głównie muzułmanie. Odzwierciedleniem obu wierzeń są współistniejące obok siebie w Malacce świątynie buddyjskie i meczety. Do tego dochodzi jeszcze chrześcijaństwo, które istnieje tu od czasów kolonialnych.
Fenomenalny wgląd w kulturę Peranakan, jej rozwój i historię oferuje Baba Nyonya Heritage Museum. Jest to domowe muzeum, zarządzane przez kolejne pokolenia rodziny, która kiedyś dom zamieszkiwała. Budynek mieści się przy ulicy Jalan Tun Tan Cheng Lock House – zaledwie 5 minut spacerem od Jonker Street i Dutch Square. Grupy powyżej 10 osób mogą zarezerwować wcześniej wycieczkę po muzeum używając linku powyżej.
Zagłębie restauracyjne i barowe Malakki znajduje się przy rzece. Oba jej brzegi oblepione są miejscami gdzie można zjeść zarówno lokalny, jaki i zachodni posiłek, albo napić się zimnego piwa (11 – 15MYR/10 – 14PLN/3 – 4USD).
Drugą miejscówką godną polecenia, szczególnie, jeśli chodzi o kuchnię Baba Nyonya, jest Jonker Street – serce chińskiej dzielnicy Malakki. Zaczyna się zaraz przy The Stadthuys – historycznym duńskim ratuszu. Alejka oblepiona jest sklepami oferującymi niemalże wszystko, co przyjdzie na myśl: od typowych pamiątek z magnesami na czele, przez odzież po antyki. Pomiędzy sklepikami, gęsto rozsiane są małe przenośne stoiska z lokalnymi rarytasami. Najlepsze jednak, Jonker Street zostawia sobie na weekendowe noce, kiedy to ulica przemienia się w gwarny nocny market.
Miasto Malakka położone jest w południowo-zachodniej części Półwyspu Malajskiego. Rozciąga się po obu stronach rzeki Malakka i przy ujściu do Cieśniny Malakka. Od stolicy kraju – Kuala Lumpur – dzieli je jedyne 150 kilometrów.
Bardzo stabilny klimat miejsca umożliwia zwiedzanie go praktycznie przez cały rok. Trzeba mieć na uwadze jednak, że jest to klimat równikowy i jako taki upalny. Średnia temperatura utrzymuje się na poziomie 30°C. Dodatkowo Malakka „cieszy” się sławą najsuchszego miasta Malezji. Nakrycie głowy i krem do opalania – obowiązkowe.
Waluta – ringgit malezyjski (RM albo MYR)
Utrzymanie w Malacce nie jest kosztowne. Flagowe danie Malakki w food court – kurczak z kulkami ryżowymi – to jedyne 8MYR/8PLN/2USD. Lepsze restauracje za posiłek policzą sobie od 25MYR/24PLN/6USD w górę.
Jeśli chodzi o noclegi, ceny trzygwiazdkowego zakwaterowania przy centrum zaczynają się już od 64MYR/60PLN/14USD. Większość hoteli skupia się wokół najsłynniejszych punktów Malakki jak „A Famosa”, czy Jonker Street, co wiąże się ze znaczną oszczędnością na taksówkach. Aczkolwiek taryfy tychże są również niedrogie – około 2MYR/2PLN/0,50USD za każde 1,5km.
Komentarze
1 KomentarzBarbara
Sty 11, 2017Fajnie opisujesz. Przyjemność czytania