Oko w oko z dziką przyrodą w Singapurskim Zoo
Przelotna ulewa zostawia po sobie zapach parującej ziemi. Wszechobecną wilgoć potęgują wielkolistne drzewa...
Ciemny mundur, na klapach mnóstwo złotych spinek i sznurków, czapka oficerka z czerwonym pasem. Smagane słońcem czoło z groźnie zmarszczoną brwią karykaturalnie kontrastuje z dobrotliwie pucułowatą twarzą. Nam jednak nie do śmiechu.
– Tu stać nie nada! – z miejsca wykrzykuje mundurowy.
– Ale dlaczego? Przecież nie ma znaku?
– Nie nada! Tu budynek rządowy i nie nada!
– No dobrze, panimajut. Ale znaku niet, to skąd mamy wiedzieć?
– Nie nada i już! – z niebezpiecznie czerwieniejącej pucułowatej twarzy pada wartki potok słów, których znaczenia nie zdołamy uchwycić. Chwila skonfundowanego milczenia po obu stronach i wreszcie pytanie ze strony mundurowego.
– Da?
– Ale co da, jak nie panimajut?
I znowu potok słów. I znowu frustracja. I znowu nie panimajut. Wreszcie policjant odwraca się na pięcie i idzie do nieoznakowanego czarnego auta. Zapewne po kałasznikowa.
Ale nie. Wraca z młodszą, szczuplejszą i tak samo dobrotliwie wyglądającą kopią siebie, która trzyma w ręku telefon.
– Dajcie paszporty i dokumenty maszyny do zdjęcia. I jedźcie już.
Posłusznie podajemy papiery, po czym pakujemy się do samochodu i umykamy z miejsca zdarzenia.
Następnego dnia w drodze do muzeum ktoś energicznym machaniem pozdrawia nas z pobocza. Spod oficerki z czerwonym pasem śmieje się do nas znajoma twarz mundurowego. Pierwsze przyjaźnie w Ułan Ude zawiązane.
Stolica autonomicznej Republiki Buriackiej w Rosji – Ułan Ude – jest naturalnym przystankiem na trasie Bajkał – Mongolia. To tutaj koncentruje się cała śmietanka kulturalna i inteligencka Buriacji. Do jej rozwoju, zarówno jak i całej Syberii, przyczyniła się nieudana rewolucja antycarska z grudnia 1825r. W ramach represji biorących w niej udział car zesłał na Sybir. Pochodzący z rodzin arystokratycznych, bardzo dobrze wykształceni ludzie swoje umiejętności zaczęli aplikować w miejscu zsyłki. Uczyli uprawy roli, otwierali szpitale, szkoły, uniwersytety. Ich żony, które wiernie wyruszyły w ślad za nimi zakładały żłobki. Nieszczęście dekabrystów stało się błogosławieństwem Zabajkala i Buriatów, którzy do dziś uważani są za jedną z najlepiej wykształconych nacji Rosji.
Specyficzna architektura Ułan Ude to idealne odzwierciedlenie kultur, które mieszają się w jego tyglu. Rozłożyste osiedla drewnianych buriackich domeczków z obejściami okolonymi płotami z ciosanych sztachet tulą się do brzegów rzeki Ude. Nad nimi szeroki, kilkupasmowy most z wielkimi figurami lampartów i jeleni na obu wjazdach. Za mostem zaczyna się już typowe postsowieckie centrum miasta z szarymi blokowiskami z wielkiej płyty, chaotycznie rzuconymi gdzieniegdzie przeszklonymi centami handlowymi, pozłacanymi albo marmurowymi posągami lokalnych bohaterów oraz centrum z wystawnymi budynkami rządowymi i kulturalnymi.
Centrum oczywiście koncentruje się wokół postaci Lenina. W tym przypadku – wokół jego niemal ośmiometrowej, ważącej 42 tony głowy – największej na świecie.
Wzrok gigantycznej głowy kieruje się w stronę znacznie przyjemniejszego dla oka budynku Teatru Opery i Baletu w Buriacji. Zbudowany na planie koła, ze strzelistym wejściem i dachem ozdobionym postaciami jeźdźców konnych otwiera się na okrągły plac z podświetlaną fontanną, która wygrywa fragmenty najbardziej znanych oper i baletów. Sądząc po tłumach, jedno z ulubionych miejsc spędzanie czasu rodzin z dziećmi, które bezustannie śmigają na hulajnogach, rolkach, deskorolkach – wszystkim co ma kółka.
Nieopodal znajduje się Muzeum Historii Buriacji, które opowiada dzieje dzisiejszej republiki od czasów Mongolskich, przez Carską Rosję, po autonomiczną politykę wewnątrz Federacji Rosyjskiej. Jedna z ekspozycji koncentruje się na naleciałościach kulturalnych i religijnych jakie przez wieki przenikały się między sobą na terenach Buriacji.
Tak naprawdę jednak Buriacja, kraina leżąca w południowo-centralnym regionie Syberii i rozciągająca się od Bajkału aż po Mongolię jest sama w sobie najlepszym żywym muzeum. Wystarczy wyjechać niedaleko poza Ułan Ude.
Zabajkalskie wioski to obrazki żywcem wyjęte ze stron baśni rosyjskich. Przycupnięte wśród soczyście zielonych wzgórz, albo płaskich jak stół pól i łąk ścielą się drewnianymi domeczkami przypominającymi budowle z zapałek. Przy każdym obejście szczelnie ogrodzone ciosanym płotem. Na każdym, choćby najuboższym, kolorowe okiennice ochraniające przed wścibskim okiem okna okolone białą koronką rzeźbionych zdobień. Tylko czekać jak z progu wyjdzie Głuptasek Iwanuszka i kluskami z dwojaków zacznie karmić swój cień.
Przy domkach – zagrody. W dzień puste, bo trzoda na pastwiskach. Czasami pilnowana przez pasterzy na koniach. Czasami puszczona samopas. Wieczorem, o znanej sobie porze, kroczy środkiem drogi z powrotem do zagród nic sobie robiąc z przejeżdżających samochodów.
Między wioskami, w leśnych ostępach tajgi, stoją inne drewniane konstrukcje – zbite z desek altanki, obwiązane kolorowymi szarfami. W altance nie ma ław. Jest tylko stół. Na nim pieniądze i jedzenie. To podarki dla rezydujących tu duchów – miejsce święte.
Buriaci – potomkowie Mongołów – praktykują filozofię życia zwaną tengeryzmem (Tengri – niebo), według której Niebo jest najwyższym bóstwem i stworzyło świat. Zarówno ten widzialny, jak i nie. Świat zamieszkują duchy. Są wszędzie: w zwierzętach, górach, lasach, rzekach i ludziach – te nazywane są duszą. Praktykowanie tengeryzmu wiąże się pilnowaniem by nie zachwiać równowagi duchów, dlatego do wszystkich i wszystkiego należy odnosić się z szacunkiem – czy będzie to mieszkający obok sąsiad, czy płynąca obok rzeka, której przez szacunek nie można zanieczyszczać, czy las, którego nie można ścinać.
Jeśli równowaga ta zostanie zachwiana, konieczna jest interwencja szamana – przewodnika duchowego, którego wybierają same duchy. Ich decyzja przejawia się przez ciężką „chorobę szamańską” lub przez uderzenie w wybrańca piorunem.
Zawiłości historyczno-polityczne i religijno-kulturalne nie ominęły Buriacji. Pod ich wpływem zmieniał się i tengeryzm. Padał on ofiarą innych religii i filozofii życia jak i sytuacji politycznej. Komunizm niemal go wyniszczył, podobnie jak buddyzm tybetański. Mimo wszystko tengeryzm – co prawda w zmodyfikowanej formie – żyje i ma się w Buriacji coraz lepiej. A jego „altanki dla duchów” funkcjonują zgodnie z bielonymi stupami buddyjskimi i kopulastymi katedrami prawosławnymi.
Buriacja to kraina niezwykła – elastyczna na tyle, by dopasować się do zaistniałej sytuacji ale bez utraty tożsamości. Potrafi manipulować czasem – niby istnieje tu i teraz, a wygląda jakby czas się w niej zatrzymał. Doprawdy – duchy nad nią czuwają.
Komentarze
4 KomentarzeRyszard
Lip 13, 2019Bardzo Wam gratuluję! Pasja zwyciężyła “niewolnictwo korporacyjne”. Cieszcie się wolnością i przygodą. Niedogodności i złe chwile mijają, a wspomnienia będą Was wzmacniać!
Pozdrawiam z Rzeszowa
Ryszard Winiarski
Aleksandra Tofil
Lip 13, 2019Bardzo dziękujemy za miłe słowa i duchowe wsparcie 🙂 To prawda, wspomnienia pozostaną z nami na zawsze. Po czasie nawet te najgorsze sytuacje będziemy wspominać z łezką w oku 🙂
Pozdrawiamy serdecznie z Pakistanu. Ola i Andrzej
Grzegorz
Paź 9, 2019Podziwiam i zazdroszczę w pozytywnym tego słowa znaczeniu.Bardzo fajnie się was czyta i przybliża to co widzicie.
Aleksandra Tofil
Paź 11, 2019Dziękujemy serdecznie! Takie słowa bardzo motywują do dalszej podróży, pisania i filmowania. Dzięki nim jedziemy dalej 😀