Spotkanie z nepalskim kowalem, który wykuwa tradycyjny nepalski nóż kukri – historyczna broń żołnierzy Ghurka.
Już drugi dzień spędzamy w maleńkim warsztacie, pełnym metalowych przedmiotów o różnych kształtach, rozmiarach i przeznaczeniu. Przyglądamy się, jak się robi nepalski nóż kukri – słynne, przypominające bumerang ostrze, używane przez nieustraszonych nepalskich żołnierzy Gurkha.
Ostrze wykuwa z małego wycinka sprężyny resoru ciężarówki – najtrwalszego, a jednocześnie najbardziej elastycznego kawałka metalu. Od dwóch dni kowal wkłada go w ognistą gardziel maleńkiego paleniska, wykopanego wprost w ziemistej podłodze warsztatu. Gdy metal rozgrzewa się do białości, mężczyzna ciężkim młotem cierpliwie formuje go w pożądany kształt. Potężne ramię kowala podnosi się i opada miażdżącymi uderzeniami na posłuszny jego woli surowiec.
Siedzimy na łóżku wciśniętym w kąt kuźni i patrzymy na hipnotyzującą pracę kowala. Na naszych oczach niepozornie mały, brudno-szary metal ewoluuje w piękne ostrze, niczym szkaradna gąsienica we wspaniałego motyla. Wygląda to tak, jakby nóż cały czas w nim tkwił i czekał tylko, aż dotyk kowala uwolni go z ukrycia.
Zaledwie kilka godzin temu pod naszymi stopami mieliśmy aksamitny piasek Zimnej Pustyni Skardu. Miękkie zbocza wydm, delikatnie pieszczone przez wiatr, rzeźbiący powierzchnie w skomplikowane fale. Morze piasku, który sięga stóp niebosiężnych gór.
Teraz już wjeżdżamy do Doliny Astore. Bujne zielone górskie zbocza. Srebrnoszara wstęga rzeki. Na wysokości 2600 metrów podążamy za jej dzikim nurtem i wspinamy się na kolejne 2000 metrów.
Wprost na Dach Świata, do Równiny Deosai. Jej piękno zapiera dech w piersiach. Aż po horyzont ciągną się dywany dzikich kwiatów i szmaragdy jezior. Opasłe, złote świstaki opalają się na rozrzuconych wokół ciepłych kamieniach.
Jest cicho i błogo. Jest jak w raju…
Nie mogliśmy w to uwierzyć. Nie byliśmy w stanie zaakceptować, że widok przed naszymi oczami jest rzeczywistością. Wyglądał jak zdjęcie na kruchym papierze – fantastyczny pejzaż, który zniknie, jeśli podjedziemy bliżej.
A jednak. Widok był rzeczywistością. Rdzawo-rude, skaliste stożki, sięgające nieba trójkątami szczytów. Katedra Passu. Passu Cones. Ściśnięte razem jak osada wspaniałych piramid. Niedoskonale doskonałe z postrzępionymi zboczami i ostrymi grzbietami. 6000-metrowe dzieło nieokiełznanej wyobraźni natury. Wspanialsze niż katedra, wspanialsze niż piramidy, wspanialsze niż jakiekolwiek dzieło stworzone ludzką ręką.
Majestatyczne wrota do Krainy Gigantów.
Kiedy gruba kołdra śniegu pokrywa Bayan Ulgii w Mongolii, niebo wypełniają szybujące złote orły. Polują na lisy wyraźnie widoczne na białym płótnie śniegu. Robią to dla swoich panów – mongolskich sokolników.
To historia Sailay – sokolnika z Mongolii. Historia szczególnej więzi między człowiekiem a orłem.
Tengeryzm to starożytna filozofia życia, według której wciąż żyją Mongołowie. Wierzą we współistnienie dwóch światów – ziemskiego i duchowego. Między nimi stoi człowiek – tłumacz woli duchów i pośrednik ludzkich modlitw – Szaman.
Mongolskie przysłowie mówi: „Na zewnątrz pokazuj tylko swoją siłę, swoją miłość trzymaj wewnątrz.” Mądrość przysłowia tym razem się nie potwierdziła. Od samego początku jedyne co nas spotkało to miłość i serdeczność ze strony przypadkowo spotkanych, zupłenie obcych nam ludzi. Bariery językowe i kulturowe legły w gruzach w obliczu ich kompletnej bezinteresowności i życzliwości.
Prawdziwe okazało się za to inne powiedzenie: „Pale podtrzymują ger, tak jak przyjaciele ciebie w trudnościach.” To kwintesencja całej mongolskiej kultury – kultury nomadów. Tu, prosząc o pomoc, nie trzeba pukać do drzwi geru, bo one są zawsze otwarte. Czy to dla pasterza, który akurat potrzebuje się posilić serem i mlekiem, czy to dla przygodnych turystów, którzy pojawili się zupełnie znienacka.
Historia Kumara, wyznawcy hinduizmu, który zabiera nas na procesję Thaipusam – celebrację dziękczynienia, ascezy i złożenia ostatecznej ofiary.
Rakkhitakanda – Buddyjska Świątynia na Sri Lance, gdzie świętowano Dzień Vesak – Narodzinny Buddy.