ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
Wraz z Nowym Rokiem poznajemy nowe miejsca. Z Teheranu ruszamy na północ do położonej w prowincji Gilan wioski...
Jesień ozłociła Biszkek. Z drzew spadają złote liście. Złota przędza słonecznych promieni oplata ulice, budynki i ludzi. Złotem podszywa kurtki sobotnich spacerowiczów.
Między nimi – on. Elegancki. Bardzo. Na liliowej koszuli kamizelka. Pod szyją, grubym węzłem wywiązany krawat. Długie włosy spadają na ramiona spod białego, haftowanego złotem kołpaka. Jesienny romantyk.
– Przepraszamy bardzo, czy można panu zrobić zdjęcie?
– Ależ oczywiście! Proszę!
Pozując, zaskakuje swobodą i naturalnością w obcowaniu z obiektywem. Pewnie nie po raz pierwszy stoi przed aparatem zauroczonych turystów.
– Możecie mi zdjęcia przesłać na Facebook? Wpisz Muratbek Rysbekow. O tak, tak. To ja. – mężczyzna potwierdza, którego użytkownika dodać – Możesz też wpisać w Amazon.com.
Konsternacja. No dobrze, tylko po co? Przez Amazon kontaktować się przecież nie będziemy. Z grzeczności jednak wpisujemy. Rezultat wyskakuje od razu: „The Advance To Heaven”, zbiór poezji Muratbeka Rysbekowa.
Dziesięć minut później z kirgiskim poetą, pieśniopisarzem i publicystą siedzimy w kawiarni „Yrahat”, przy ulicy, którą niegdyś biegł Jedwabny Szlak. Przed nami lepioszka, samsa, sałatka ze świeżych warzyw i trzy setki „Wódki ze Srebrem”.
Gościnność Muratbeka ustępuje tylko jego gawędziarstwu. Opowiada o Kirgistanie, o jego przepięknej przyrodzie i burzliwej historii. Słowami maluje Biszkek z czasów Jedwabnego Szlaku. Jednym tchem wymienia kirgiskich pisarzy, aktorów, muzyków i śpiewaków operowych. Chwali swoją szóstkę latorośli i siedmioro wnucząt. Opowiada pięknie. Ale i pięknie słucha. Z uwagą. Tak jakby każde słowo naszej łamanej ruszczyzny było na wagę złota.
W przerwie gawęd – toasty. Każdy wznosi po kolei. Za spotkanie, za powodzenie w dalszej pracy literackiej, za spokojną podróż. I za to, żeby kiedyś w przyszłości los i Jedwabny Szlak znów połączył nasze ścieżki.
Nawet nie wiemy, jak długo razem siedzimy. Czas chyłkiem czmycha na palcach za naszymi plecami. Nie chce zmącić tego dziwnego spotkania ludzi, których scenariusz życia z obcych sobie osób zmienił w przyjaciół. Czmycha i dziwi się: a gdyby minęli się bez słowa tak jak tysiące innych na ulicach?
Zanim rozejdziemy się każde w swoją stronę Muratbek ostatni toast zmienia w błogosławieństwo:
– Żeby niebo było dla was czyste, Bóg przychylny a droga szeroka.
Dopełniamy słowa gestem otwartych dłoni obmywających twarz powietrzem.
Następnego dnia na stronie Muratbeka widzimy zdjęcie z kawiarni z podpisem: „Z przyjacielem Andrzejem i Aleksandrą”. Do zdjęcia dołączony poemat. Jeden z ostatnich wersów mówi:
„To jak odnosisz się do innego człowieka,
To twój portret”
Muratbek namalował swój złotem.
W Biszkeku mówili nam, że nad Issyk-Kul teraz już „nie nada”. Już dawno po sezonie. Nic nie ma. A my i tak, uparci i zawzięci, późnym październikiem ruszamy w trasę dookoła drugiego co do wielkości na świecie jeziora górskiego i słonowodnego.
Cały tekst dostępny pod poniższym linkiem
Peryferie – Dwie twarze Issyk-Kul