Peryferie
Menu
  • polski
  • Films
  • Planet Earth
  • Human Nature
  • Customs
  • Flavours
  • Countries
    • Azerbaijan
    • Burma
    • China
    • India
    • Indonesia
    • Iran
    • Japan
    • Kazakhstan
    • Kyrgyzstan
    • Malaysia
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Russia
    • Singapore
    • South Korea
    • Sri Lanka
    • Taiwan
    • Thailand
    • Vietnam
    CHAPTER 17 – GANJA AND SHAKI, AZERBAIJAN
    Jul 21, 2019
    CHAPTER 17 – GANJA AND SHAKI, AZERBAIJAN
    CHAPTER 16 – YANAR DAG, AZERBAIJAN
    Jul 14, 2019
    CHAPTER 16 – YANAR DAG, AZERBAIJAN
    CHAPTER 15 – BAKU, AZERBAIJAN
    Jun 20, 2019
    CHAPTER 15 – BAKU, AZERBAIJAN
    The Shwedagon Pagoda – magnificent witness of the Buddhist novitiation
    Aug 13, 2017
    The Shwedagon Pagoda – magnificent witness of the Buddhist novitiation
    Jiankou – the Great Wall of China and how not to fall from it
    Feb 12, 2017
    Jiankou – the Great Wall of China and how not to fall from it
    Kawah Ijen – the infernal beauty
    Feb 19, 2017
    Kawah Ijen – the infernal beauty
    The true face of Iran
    Jan 20, 2020
    The true face of Iran
    CHAPTER 21 – YAZD, IRAN
    Sep 1, 2019
    CHAPTER 21 – YAZD, IRAN
    CHAPTER 21 – KASHAN, IRAN
    Aug 25, 2019
    CHAPTER 21 – KASHAN, IRAN
    CHAPTER 20 – SNOWBOARDING IN IRAN
    Aug 18, 2019
    CHAPTER 20 – SNOWBOARDING IN IRAN
    Legends of Nikko
    Apr 9, 2017
    Legends of Nikko
    CHAPTER 14 – THE SILK ROAD, KAZAKHSTAN part II
    Jun 1, 2019
    CHAPTER 14 – THE SILK ROAD, KAZAKHSTAN part II
    CHAPTER 13 – THE SILK ROAD, KAZAKHSTAN part I
    May 15, 2019
    CHAPTER 13 – THE SILK ROAD, KAZAKHSTAN part I
    Chapter 11 – Almaty, Kazakhstan
    Feb 2, 2019
    Chapter 11 – Almaty, Kazakhstan
    Chapter 10 – Pavlodar, Kazakhstan
    Jan 11, 2019
    Chapter 10 – Pavlodar, Kazakhstan
    CHAPTER 12 – BISHKEK, KYRGYZSTAN
    Apr 30, 2019
    CHAPTER 12 – BISHKEK, KYRGYZSTAN
    The two faces of Issyk-Kul
    Nov 1, 2018
    The two faces of Issyk-Kul
    Malacca – from a mouse deer to the UNESCO World Heritage Site
    Jan 8, 2017
    Malacca – from a mouse deer to the UNESCO World Heritage Site
    Chapter 9 – Ulgii, Mongolia
    Dec 26, 2018
    Chapter 9 – Ulgii, Mongolia
    Chapter 8 – Khovd, Mongolia
    Nov 30, 2018
    Chapter 8 – Khovd, Mongolia
    Between the Worlds
    Nov 28, 2018
    Between the Worlds
    Chapter 7 – Bayankhongor, Mongolia
    Nov 25, 2018
    Chapter 7 – Bayankhongor, Mongolia
    A mountain life of Nepal – trekking through the Himalayas
    Mar 26, 2017
    A mountain life of Nepal – trekking through the Himalayas
    Guardian angels with Kalashnikov
    Sep 29, 2019
    Guardian angels with Kalashnikov
    The Spirit of Buryatia
    Oct 25, 2018
    The Spirit of Buryatia
    The Two Temples of Posolskoye
    Sep 16, 2018
    The Two Temples of Posolskoye
    Chapter 4 – Buryatia, Russia
    Aug 21, 2018
    Chapter 4 – Buryatia, Russia
    Chapter 3 – Krasnoyarsk, Russia
    Aug 6, 2018
    Chapter 3 – Krasnoyarsk, Russia
    Thaipusam – the way of finding bliss
    Mar 29, 2018
    Thaipusam – the way of finding bliss
    The oldest barbershop in Singapore
    Apr 27, 2017
    The oldest barbershop in Singapore
    Thaipusam – when body becomes a sacrifice
    Mar 12, 2017
    Thaipusam – when body becomes a sacrifice
    The Lion Dance – dancing into the Lunar New Year
    Feb 7, 2017
    The Lion Dance – dancing into the Lunar New Year
    Buddhism at the hanging rock
    Dec 28, 2017
    Buddhism at the hanging rock
    Fish Market in Jaffna, Sri Lanka
    May 7, 2017
    Fish Market in Jaffna, Sri Lanka
    Tidal Waves
    Jan 30, 2018
    Tidal Waves
    Damnoen Saduak – Thai market that rocks
    Oct 30, 2017
    Damnoen Saduak – Thai market that rocks
    Maeklong – Thai market for adrenaline rush seekers
    Sep 11, 2017
    Maeklong – Thai market for adrenaline rush seekers
    Foodie guide to Vietnam
    Mar 5, 2017
    Foodie guide to Vietnam
    Ho Chi Minh’s vibrant streets
    Dec 1, 2016
    Ho Chi Minh’s vibrant streets
  • The Journey
  • About
Peryferie
  • polski
  • Films
  • Planet Earth
  • Human Nature
  • Customs
  • Flavours
  • Countries
    • Azerbaijan
    • Burma
    • China
    • India
    • Indonesia
    • Iran
    • Japan
    • Kazakhstan
    • Kyrgyzstan
    • Malaysia
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Russia
    • Singapore
    • South Korea
    • Sri Lanka
    • Taiwan
    • Thailand
    • Vietnam
  • The Journey
  • About

India

FOLLOW US HERE

FACEBOOK PAGE

LONELY PLANET

INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

Peryferie
Jestem chora. Ospa wietrzna. Przypętała się Jestem chora.

Ospa wietrzna.

Przypętała się skądś paskuda i gnębi.

Gdzieś z połączenia gorączki i leków, nad ranem, przypałętały się do mnie słowa:

"... złote wrota. Wybiegł z nich rączy koń.
Na imię miał nadzieja, ludzie zwali go głupota."

I co było robić?

Pociągnęłam gorączkowo rozgorączkowany "poemat"

W czarnej chmurze z łez rozpaczy,
Rozwarły się złote wrota.
Wybiegł z nich rączy koń.
Na imię miał NADZIEJA,
Ludzie zwali go — głupota.

W czarnej grzywie lśnił mu pot.
W chrapy łapał zapach śmierci.
Gdy cwałował poprzez świat
Zimny, drętwy i przeklęty.

Kopytami krzesał skry,
Co ogniska uczuć wzniecały,
Ale ludzie — słabi, źli,
Dusili je i deptali.

Stanął stępa koń.
Rżał trwogą.
Kopytami w ziemię walił.
I opadło bielmo z oka.
I poznali ludzie wnet,
Że NADZIEJA, nie głupota.

I upadli twarzą w pył,
I z lamentem w głos szlochali,
Że stracili życia sens,
Bo NADZIEI nie poznali.

A z ich szlochu, łez rozpaczy,
Zrodziła się czarna chmura.
W ciężkiej płaczem i lamentem,
Rozwarły się złote wrota.
Wybiegł z nich rączy koń.
Na imię miał NADZIEJA,
Ludzie zwali go ...

Na konia-nadzieję — bardzo dosłownego — natknęliśmy się w Mongolii.

W rezerwacie Chustaj, gdzie ekipa naukowców, rangerów, managerów i cała masa parkowych zapaleńców od dekad przywraca naturze całkowicie w niej wyniszczone ludzką ręką Konie Przewalskiego.

Są to jedyne prawdziwie dzikie konie nigdy nieudomowione przez człowieka.

Mongołowie nazywają je Duchami.

Ja, Nadzieją.

Dla ludzkości, dla odkupienia naszego zaborczego panoszenia się na Ziemi.

Jakbyśmy byli jej właścicielami, a nie gośćmi.

I mam szczerą nadzieję, że w przeciwieństwie do wiersza, historia Chustaj i Koni Przewalskiego nie zamknie się klamrą.

P.S. Jeśli macie ochotę poznać historię Koni Przewalskiego i tego, jak walczą o nie wspaniali ludzie Chustaj, zapraszam do lektury naszego artykułu https://magazynkontynenty.pl/produkt/kontynenty-1-2020/
w @magazyn_kontynenty ... i zasilenia drobnym datkiem jubileuszowego podwójnego numeru.
- Dzień dobry! Co tam? Zima idzie? Krzyknął An - Dzień dobry! Co tam? Zima idzie?

Krzyknął Andrzej. Bo on już tak ma, że jak widzi istotę ludzką, to zagaduje. Ja gadam do zwierząt. Ludzie są jego.
Teraz też krzyknął to swoje „dzień dobry”. Do człowieka oprócz nas jednego jedynego w okolicy. Bo tu, na szczycie grzbietu gdzieś pośrodku Beskidu Żywieckiego pod koniec października prawie nikogo.

To też zaczepiony mężczyzna się zdziwił. Nie dość, że jesteśmy, to jeszcze zagadujemy.

- Dzień dobry. Ano idzie – odpowiedział trochę podejrzliwie. Jakby sprawdzał, czy to na pewno do niego.

- No, my też się szykujemy. Gospodarz lada dzień ma nam drewno na opał dowieźć – ciągnął Andrzej, nawiązując do cylindrów jasnych świeżo porżniętych pniaków, co otaczały mężczyznę jak żółte kurczęta karmiącą je gospodynię. - Bo my tu zaraz obok chatkę wynajmujemy, wie pan.

I nagle, jakby w mężczyźnie coś pękło. Pękła tama podejrzliwości i popłynęła powódź mowy. Kilka słów rzuconych, ot tak, z grzeczności wywołało lawinę relacji, wspomnień, utyskiwań i pochwał. Tego wszystkiego, co to w człowieku siedzi cichutko jak zwierzątka jakieś, gotowe wyskoczyć, kiedy tylko nadarzy się sposobność.

- Ano, panie! Trzeba się szykować już teraz, bo pogoda jeszcze dobra, ale zaraz śnieg sypnie i koniec! A zima to zawsze czai się, czai i znienacka przychodzi. Raz jest pięknie, słonecznie jak dziś, a jutro już świata spod śniegu może nie być widać. Ja, panie, wiem, bo to tu już siedemdziesiąt lat żyję.

Siedemdziesiąt lat! Jezu drogi zmiłuj się! Chłop wysoki, szczupły. Prosty jak struna. Co prawda poczochrane wiatrem i pracą włosy bardziej siwe niż czarne, ale twarz zmarszczkami usiana tylko okazjonalnie. I to tylko takimi, co robią się od śmiechu – w kącikach ust i oczu. Ramiona i ręce mocne i pewne. Machają siekierą bez wysiłku jak skrzypek smyczkiem. A węzły mięśni na przedramionach tańczą w takt wybijanego przezeń rytmu i rzucają ciężkie drewniane kloce na zieloną przyczepkę małego traktora.

Siedemdziesiąt lat! Aż się chce za siekierę i piły łańcuchowe łapać, kloce przerzucać i pracować na taką siedemdziesięcioletnią formę.

- A może panu pomóc?

... Ciąg dalszy pod linkiem w bio 🙂 

#vanlife #kamper #góry #beskidżywiecki #drwal #podróże
Piąta rano. Na zewnątrz jeszcze ciemno ciemnośc Piąta rano. Na zewnątrz jeszcze ciemno ciemnością przedświtową.

W tej czerni słychać śpiew ptaka. Piękny. Trelujący. Deszcz odbija się od parapetu i wystukuje deszczową perkusją rytm do ptasiej piosenki.

Siedzę w pokoju oświetlonym sztucznym słońcem.

Po lewej stronie ciemność i koncert. Po prawej cisza snu. Budynek i ludzie pogrążeni w tymczasowej, kojącej śmierci.

Z zewnątrz przez okno wkrada się do pokoju chłód. Jakby chciał się przy mnie ogrzać. Nakładam więc na niego i na siebie grubą flanelową koszulę.

I koc.

Kiedy piszę, przykryta jestem zawsze. Nawet jak jest ciepło. Wtedy tylko stopy, ale coś przykryte muszę mieć. Jakbym z przykrycia czerpała wenę i inspirację. Peleryna super mocy z koca, kołdry, pierzyny, śpiwora. Zabierzcie mi ją, a padnę bez sił jak pisarski Samson z obciętymi włosami.

Siedzę przykryta i patrzę przez okno w ciemność. A ciemność patrzy na mnie. Żółtym okiem ulicznej latarni jak cyklop zagląda do pokoju.

A w pokoju jasność sztucznego słońca przeszkadza ćmie, co się zbudziła. Co została zbudzona. Zbyt wcześnie. Wbrew wewnętrznemu zegarowi natury z budzikiem bez opcji snooze.

Trzepocze się teraz po ścianie, w poszukiwaniu zacienionego kąta. Po chwil zastyga bez ruchu w rogu u złączenia ścian i sufitu. Skrzydlatymi plecami do mnie. Obrażona.

Przycupnięta tak, wygląda, jak mini-Dracula czekający nadejścia matki nocy.

Mini-Dracula bez ruchu potrafi wytrwać tylko chwilę. Wkrótce znów trzepocze po ścianie zdenerwowanymi skrzydłami. Poirytowany. Sfrustrowany niezaspokojonym zmęczeniem.

Wyłażę spod koca jak z ciepłego łona. Łapię ćmę. Otwieram okno. Do środka wpuszczam ciemność. Na zewnątrz wypuszczam owada.

Leci wprost do żółtego cyklopowego oka ulicznej latarni.

---- 

Ćwiczymy, szkolimy się i szlifujemy warsztat. I nie obyłoby się bez pomocy przekochanych Dorotki i Darka ❤️@wezymord.w.drodze dziękujemy! 🙏😘
[English in the comments] Ledwo zamknę oczy, budz [English in the comments]
Ledwo zamknę oczy, budzi mnie popiskiwanie.

- Andrzej! On piszczy!

- Co?!? Piszczy? Kto piszczy? - wyrwany ze snu Andrzej nie ogarnia sytuacji.

- Piesek! Młody piszczy! Idź, zobacz, co tam się dzieje!

Z wyraźną niechęcią Andrzej sprawdza sytuację na zewnątrz.

- Nie ma go nigdzie. Poza tym nie słyszę żadnego piszczenia.

Rzeczywiście. Ucichło.

Zasypiam.

Piszczenie budzi mnie znowu.

Tym razem, nie wierząc w zdolności poszukiwawcze męża, sama tarabanię się na dwór. Czołówka na czole. Szukam. Dookoła samochodu. Pod samochodem. Na samochodzie.

No cholera, nie ma! Ani psa, ani piszczenia! Co jest?!

Sytuacja powtarza się przez całą noc.

Nad ranem wymęczona wreszcie zasypiam.

- Oooooooooolaaaaaaaaaaaa! – krzyk Andrzeja o poranku stawia mnie na równe nogi.
[Cała historia pod linkiem w Bio]

#turkey #turcja #puppy #szczeniak #travel #podróże #travelaroundtheworld #podróżdookołaświata #vanlife #vantravel
[English in the comments] Kolejny poranek rozpoczy [English in the comments]
Kolejny poranek rozpoczyna pukanie do drzwi. Wróciło małżeństwo z piknikującej ekipy dnia pierwszego. Przywieźli ze sobą starszych rodziców. Nie dowierzali opowieściom dzieci. Chcieli nas zobaczyć na własne oczy. Uściskali. Wycałowali. Zostawili z michą winogron i melonami.

A wokół krążył odziany na czarno jegomość.

Tak jest codziennie. Wciąż pojawiają się coraz to nowi ludzie. Na początku zaskoczeni. Zdziwieni obecnością dziwnego wehikułu i przybyszów właśnie tu – z dala od najsłynniejszych miejsc Iranu. W mgnieniu oka zdziwienie przechodzi w radość – z obecności dziwnego wehikułu i przybyszów właśnie tu, z dala od najsłynniejszych miejsc Iranu; tu, w ich małej oazie ogrodów.

Czasem ci sami ludzie wracają po kilka razy. Przywożą owoce, warzywa. Przywożą coraz to nowych znajomych, członków rodzin. Przywożą zaproszenia do swoich domów.

Ostatniego dnia już od rana zaczynamy się pakować. Towarzyszy nam grupa piknikujących.

Wokół krąży odziany na czarno chudy, szpakowaty jegomość z krótkofalówką w dłoni.

Podchodzi. Żąda paszportów.

- Nie wiemy, kim jesteś. Nie pokażemy ci żadnych dokumentów.

Jegomość nalega.

Piknikujący zaczynają otaczać nas zwartą grupą.

- Dzwonię na policję – mówi jegomość...

[Cała historia pod linkiem w bio.]
#iran
Gong Xi Fa Cai! [English in the comments] Wieczor Gong Xi Fa Cai!

[English in the comments]
Wieczorem, lekko stremowani stajemy pod drzwiami singapurskiego bloku HDB.

Pod pachą kosz pełen pomarańczy – symbolu dobrobytu i powodzenia.
Otwierają się drzwi.

Staje w nich uśmiechnięta Kasey. Gestem zaprasza do środka. Wprowadza nas do swojego domu i rodziny. Do tradycji pierwszego w naszym życiu Chińskiego Nowego Roku celebrowanego w Singapurze.

Trudno uwierzyć, że od tego czasu minęło już dziesięć lat.

Trudno, tym bardziej że pamiętamy jak dziś ten słodki zapach pomarańczy. I to, jak długimi pałeczkami mieszamy sałatkę Lo Hei, wykrzykując życzenia, czyniąc dookoła niemiłosierny bałagan. Im większy, tym większe szczęście i dobrobyt w Nowym Roku.

Jak dziś pamiętamy śmiech i opowieści rodzinne snute nad „steamboat” - parującym kociołkiem bulionu, w którym każdy po kolei macza swoje ulubione składniki – cienkie plastry mięsa, ryby, grzybów…

Do tej pory żyją w nas legendy Chińskiego Nowego Roku.

O bestii Nian, co w każdy Nowy Rok atakowała wioski, pożerając plony, trzodę, a nawet dzieci. I o tym, jak potwór wystraszył się malca ubranego na czerwono. Po dziś dzień kolor czerwony strzeże przed złymi siłami i negatywną energią. Po dziś dzień Chiński Nowy Rok czerwieni się latarniami, ozdobami i strojami celebrujących. I rozbrzmiewa hukiem fajerwerków, które również odstraszają Nian.

Dziesięć lat temu odczuliśmy na własnej skórze, jak odległe kultury są w zasadzie tak bardzo podobne.

Kolacja wigilijna Chińskiego Nowego Roku tak jak Wigilia gromadzi rodziny, które wspólnie radują się nowym początkiem, jednają się, zażegnują spory. Które, przestrzegając tradycji, ubierają się na czerwono albo kładą sianko pod obrusem. Które zapraszają tych, co nie mogą być z najbliższymi, aby choć przez chwilę zapewnić im namiastkę domu z dala od domu.

Tak jak dziesięć lat temu, tak i dziś, i na każdy kolejny rok życzymy sobie i Wam, aby zawsze czekało na Was miejsce przy stole wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebujecie.

I żebyśmy zawsze potrafili takie miejsce zapewnić każdemu, kto go potrzebuje.

#cny #chinesenewyear #singapore #singapur #chinskinowyrok #gongxifacai
More... Follow on Instagram

Search

LEARN MORE

architecture cuisine culture customs history nature religion


INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

Peryferie
Jestem chora. Ospa wietrzna. Przypętała się Jestem chora.

Ospa wietrzna.

Przypętała się skądś paskuda i gnębi.

Gdzieś z połączenia gorączki i leków, nad ranem, przypałętały się do mnie słowa:

"... złote wrota. Wybiegł z nich rączy koń.
Na imię miał nadzieja, ludzie zwali go głupota."

I co było robić?

Pociągnęłam gorączkowo rozgorączkowany "poemat"

W czarnej chmurze z łez rozpaczy,
Rozwarły się złote wrota.
Wybiegł z nich rączy koń.
Na imię miał NADZIEJA,
Ludzie zwali go — głupota.

W czarnej grzywie lśnił mu pot.
W chrapy łapał zapach śmierci.
Gdy cwałował poprzez świat
Zimny, drętwy i przeklęty.

Kopytami krzesał skry,
Co ogniska uczuć wzniecały,
Ale ludzie — słabi, źli,
Dusili je i deptali.

Stanął stępa koń.
Rżał trwogą.
Kopytami w ziemię walił.
I opadło bielmo z oka.
I poznali ludzie wnet,
Że NADZIEJA, nie głupota.

I upadli twarzą w pył,
I z lamentem w głos szlochali,
Że stracili życia sens,
Bo NADZIEI nie poznali.

A z ich szlochu, łez rozpaczy,
Zrodziła się czarna chmura.
W ciężkiej płaczem i lamentem,
Rozwarły się złote wrota.
Wybiegł z nich rączy koń.
Na imię miał NADZIEJA,
Ludzie zwali go ...

Na konia-nadzieję — bardzo dosłownego — natknęliśmy się w Mongolii.

W rezerwacie Chustaj, gdzie ekipa naukowców, rangerów, managerów i cała masa parkowych zapaleńców od dekad przywraca naturze całkowicie w niej wyniszczone ludzką ręką Konie Przewalskiego.

Są to jedyne prawdziwie dzikie konie nigdy nieudomowione przez człowieka.

Mongołowie nazywają je Duchami.

Ja, Nadzieją.

Dla ludzkości, dla odkupienia naszego zaborczego panoszenia się na Ziemi.

Jakbyśmy byli jej właścicielami, a nie gośćmi.

I mam szczerą nadzieję, że w przeciwieństwie do wiersza, historia Chustaj i Koni Przewalskiego nie zamknie się klamrą.

P.S. Jeśli macie ochotę poznać historię Koni Przewalskiego i tego, jak walczą o nie wspaniali ludzie Chustaj, zapraszam do lektury naszego artykułu https://magazynkontynenty.pl/produkt/kontynenty-1-2020/
w @magazyn_kontynenty ... i zasilenia drobnym datkiem jubileuszowego podwójnego numeru.
- Dzień dobry! Co tam? Zima idzie? Krzyknął An - Dzień dobry! Co tam? Zima idzie?

Krzyknął Andrzej. Bo on już tak ma, że jak widzi istotę ludzką, to zagaduje. Ja gadam do zwierząt. Ludzie są jego.
Teraz też krzyknął to swoje „dzień dobry”. Do człowieka oprócz nas jednego jedynego w okolicy. Bo tu, na szczycie grzbietu gdzieś pośrodku Beskidu Żywieckiego pod koniec października prawie nikogo.

To też zaczepiony mężczyzna się zdziwił. Nie dość, że jesteśmy, to jeszcze zagadujemy.

- Dzień dobry. Ano idzie – odpowiedział trochę podejrzliwie. Jakby sprawdzał, czy to na pewno do niego.

- No, my też się szykujemy. Gospodarz lada dzień ma nam drewno na opał dowieźć – ciągnął Andrzej, nawiązując do cylindrów jasnych świeżo porżniętych pniaków, co otaczały mężczyznę jak żółte kurczęta karmiącą je gospodynię. - Bo my tu zaraz obok chatkę wynajmujemy, wie pan.

I nagle, jakby w mężczyźnie coś pękło. Pękła tama podejrzliwości i popłynęła powódź mowy. Kilka słów rzuconych, ot tak, z grzeczności wywołało lawinę relacji, wspomnień, utyskiwań i pochwał. Tego wszystkiego, co to w człowieku siedzi cichutko jak zwierzątka jakieś, gotowe wyskoczyć, kiedy tylko nadarzy się sposobność.

- Ano, panie! Trzeba się szykować już teraz, bo pogoda jeszcze dobra, ale zaraz śnieg sypnie i koniec! A zima to zawsze czai się, czai i znienacka przychodzi. Raz jest pięknie, słonecznie jak dziś, a jutro już świata spod śniegu może nie być widać. Ja, panie, wiem, bo to tu już siedemdziesiąt lat żyję.

Siedemdziesiąt lat! Jezu drogi zmiłuj się! Chłop wysoki, szczupły. Prosty jak struna. Co prawda poczochrane wiatrem i pracą włosy bardziej siwe niż czarne, ale twarz zmarszczkami usiana tylko okazjonalnie. I to tylko takimi, co robią się od śmiechu – w kącikach ust i oczu. Ramiona i ręce mocne i pewne. Machają siekierą bez wysiłku jak skrzypek smyczkiem. A węzły mięśni na przedramionach tańczą w takt wybijanego przezeń rytmu i rzucają ciężkie drewniane kloce na zieloną przyczepkę małego traktora.

Siedemdziesiąt lat! Aż się chce za siekierę i piły łańcuchowe łapać, kloce przerzucać i pracować na taką siedemdziesięcioletnią formę.

- A może panu pomóc?

... Ciąg dalszy pod linkiem w bio :) 

#vanlife #kamper #góry #beskidżywiecki #drwal #podróże
Piąta rano. Na zewnątrz jeszcze ciemno ciemnośc Piąta rano. Na zewnątrz jeszcze ciemno ciemnością przedświtową.

W tej czerni słychać śpiew ptaka. Piękny. Trelujący. Deszcz odbija się od parapetu i wystukuje deszczową perkusją rytm do ptasiej piosenki.

Siedzę w pokoju oświetlonym sztucznym słońcem.

Po lewej stronie ciemność i koncert. Po prawej cisza snu. Budynek i ludzie pogrążeni w tymczasowej, kojącej śmierci.

Z zewnątrz przez okno wkrada się do pokoju chłód. Jakby chciał się przy mnie ogrzać. Nakładam więc na niego i na siebie grubą flanelową koszulę.

I koc.

Kiedy piszę, przykryta jestem zawsze. Nawet jak jest ciepło. Wtedy tylko stopy, ale coś przykryte muszę mieć. Jakbym z przykrycia czerpała wenę i inspirację. Peleryna super mocy z koca, kołdry, pierzyny, śpiwora. Zabierzcie mi ją, a padnę bez sił jak pisarski Samson z obciętymi włosami.

Siedzę przykryta i patrzę przez okno w ciemność. A ciemność patrzy na mnie. Żółtym okiem ulicznej latarni jak cyklop zagląda do pokoju.

A w pokoju jasność sztucznego słońca przeszkadza ćmie, co się zbudziła. Co została zbudzona. Zbyt wcześnie. Wbrew wewnętrznemu zegarowi natury z budzikiem bez opcji snooze.

Trzepocze się teraz po ścianie, w poszukiwaniu zacienionego kąta. Po chwil zastyga bez ruchu w rogu u złączenia ścian i sufitu. Skrzydlatymi plecami do mnie. Obrażona.

Przycupnięta tak, wygląda, jak mini-Dracula czekający nadejścia matki nocy.

Mini-Dracula bez ruchu potrafi wytrwać tylko chwilę. Wkrótce znów trzepocze po ścianie zdenerwowanymi skrzydłami. Poirytowany. Sfrustrowany niezaspokojonym zmęczeniem.

Wyłażę spod koca jak z ciepłego łona. Łapię ćmę. Otwieram okno. Do środka wpuszczam ciemność. Na zewnątrz wypuszczam owada.

Leci wprost do żółtego cyklopowego oka ulicznej latarni.

---- 

Ćwiczymy, szkolimy się i szlifujemy warsztat. I nie obyłoby się bez pomocy przekochanych Dorotki i Darka ❤️@wezymord.w.drodze dziękujemy! 🙏😘
[English in the comments] Ledwo zamknę oczy, budz [English in the comments]
Ledwo zamknę oczy, budzi mnie popiskiwanie.

- Andrzej! On piszczy!

- Co?!? Piszczy? Kto piszczy? - wyrwany ze snu Andrzej nie ogarnia sytuacji.

- Piesek! Młody piszczy! Idź, zobacz, co tam się dzieje!

Z wyraźną niechęcią Andrzej sprawdza sytuację na zewnątrz.

- Nie ma go nigdzie. Poza tym nie słyszę żadnego piszczenia.

Rzeczywiście. Ucichło.

Zasypiam.

Piszczenie budzi mnie znowu.

Tym razem, nie wierząc w zdolności poszukiwawcze męża, sama tarabanię się na dwór. Czołówka na czole. Szukam. Dookoła samochodu. Pod samochodem. Na samochodzie.

No cholera, nie ma! Ani psa, ani piszczenia! Co jest?!

Sytuacja powtarza się przez całą noc.

Nad ranem wymęczona wreszcie zasypiam.

- Oooooooooolaaaaaaaaaaaa! – krzyk Andrzeja o poranku stawia mnie na równe nogi.
[Cała historia pod linkiem w Bio]

#turkey #turcja #puppy #szczeniak #travel #podróże #travelaroundtheworld #podróżdookołaświata #vanlife #vantravel
[English in the comments] Kolejny poranek rozpoczy [English in the comments]
Kolejny poranek rozpoczyna pukanie do drzwi. Wróciło małżeństwo z piknikującej ekipy dnia pierwszego. Przywieźli ze sobą starszych rodziców. Nie dowierzali opowieściom dzieci. Chcieli nas zobaczyć na własne oczy. Uściskali. Wycałowali. Zostawili z michą winogron i melonami.

A wokół krążył odziany na czarno jegomość.

Tak jest codziennie. Wciąż pojawiają się coraz to nowi ludzie. Na początku zaskoczeni. Zdziwieni obecnością dziwnego wehikułu i przybyszów właśnie tu – z dala od najsłynniejszych miejsc Iranu. W mgnieniu oka zdziwienie przechodzi w radość – z obecności dziwnego wehikułu i przybyszów właśnie tu, z dala od najsłynniejszych miejsc Iranu; tu, w ich małej oazie ogrodów.

Czasem ci sami ludzie wracają po kilka razy. Przywożą owoce, warzywa. Przywożą coraz to nowych znajomych, członków rodzin. Przywożą zaproszenia do swoich domów.

Ostatniego dnia już od rana zaczynamy się pakować. Towarzyszy nam grupa piknikujących.

Wokół krąży odziany na czarno chudy, szpakowaty jegomość z krótkofalówką w dłoni.

Podchodzi. Żąda paszportów.

- Nie wiemy, kim jesteś. Nie pokażemy ci żadnych dokumentów.

Jegomość nalega.

Piknikujący zaczynają otaczać nas zwartą grupą.

- Dzwonię na policję – mówi jegomość...

[Cała historia pod linkiem w bio.]
#iran
Gong Xi Fa Cai! [English in the comments] Wieczor Gong Xi Fa Cai!

[English in the comments]
Wieczorem, lekko stremowani stajemy pod drzwiami singapurskiego bloku HDB.

Pod pachą kosz pełen pomarańczy – symbolu dobrobytu i powodzenia.
Otwierają się drzwi.

Staje w nich uśmiechnięta Kasey. Gestem zaprasza do środka. Wprowadza nas do swojego domu i rodziny. Do tradycji pierwszego w naszym życiu Chińskiego Nowego Roku celebrowanego w Singapurze.

Trudno uwierzyć, że od tego czasu minęło już dziesięć lat.

Trudno, tym bardziej że pamiętamy jak dziś ten słodki zapach pomarańczy. I to, jak długimi pałeczkami mieszamy sałatkę Lo Hei, wykrzykując życzenia, czyniąc dookoła niemiłosierny bałagan. Im większy, tym większe szczęście i dobrobyt w Nowym Roku.

Jak dziś pamiętamy śmiech i opowieści rodzinne snute nad „steamboat” - parującym kociołkiem bulionu, w którym każdy po kolei macza swoje ulubione składniki – cienkie plastry mięsa, ryby, grzybów…

Do tej pory żyją w nas legendy Chińskiego Nowego Roku.

O bestii Nian, co w każdy Nowy Rok atakowała wioski, pożerając plony, trzodę, a nawet dzieci. I o tym, jak potwór wystraszył się malca ubranego na czerwono. Po dziś dzień kolor czerwony strzeże przed złymi siłami i negatywną energią. Po dziś dzień Chiński Nowy Rok czerwieni się latarniami, ozdobami i strojami celebrujących. I rozbrzmiewa hukiem fajerwerków, które również odstraszają Nian.

Dziesięć lat temu odczuliśmy na własnej skórze, jak odległe kultury są w zasadzie tak bardzo podobne.

Kolacja wigilijna Chińskiego Nowego Roku tak jak Wigilia gromadzi rodziny, które wspólnie radują się nowym początkiem, jednają się, zażegnują spory. Które, przestrzegając tradycji, ubierają się na czerwono albo kładą sianko pod obrusem. Które zapraszają tych, co nie mogą być z najbliższymi, aby choć przez chwilę zapewnić im namiastkę domu z dala od domu.

Tak jak dziesięć lat temu, tak i dziś, i na każdy kolejny rok życzymy sobie i Wam, aby zawsze czekało na Was miejsce przy stole wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebujecie.

I żebyśmy zawsze potrafili takie miejsce zapewnić każdemu, kto go potrzebuje.

#cny #chinesenewyear #singapore #singapur #chinskinowyrok #gongxifacai
More... Follow on Instagram
Copyrights © 2020 www.peryferie.com All rights reserved.
Back top