Peryferie
Menu
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    Lip 21, 2019
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    Lip 14, 2019
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Cze 20, 2019
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Sie 13, 2017
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Lut 12, 2017
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Lut 19, 2017
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Prawdziwe oblicze Iranu
    Sty 20, 2020
    Prawdziwe oblicze Iranu
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    Wrz 1, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    Sie 25, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Sie 18, 2019
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Legendy Nikko
    Kwi 9, 2017
    Legendy Nikko
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    Cze 1, 2019
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    Maj 15, 2019
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Lut 2, 2019
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    Sty 11, 2019
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Kwi 30, 2019
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Lis 1, 2018
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Sty 8, 2017
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Gru 26, 2018
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Lis 30, 2018
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Na Granicy Światów
    Lis 28, 2018
    Na Granicy Światów
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Lis 25, 2018
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Mar 26, 2017
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Wrz 29, 2019
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Duch Buriacji
    Paź 25, 2018
    Duch Buriacji
    Dwie Świątynie Posolska
    Wrz 16, 2018
    Dwie Świątynie Posolska
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Sie 21, 2018
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Sie 6, 2018
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Kwi 19, 2018
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Kwi 27, 2017
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Mar 12, 2017
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Lut 7, 2017
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Gru 28, 2017
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    Maj 7, 2017
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    Tsunami
    Sty 30, 2018
    Tsunami
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Paź 30, 2017
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Wrz 11, 2017
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Mar 5, 2017
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
    Gru 1, 2016
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Peryferie
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Japonia, Planeta Ziemia

Legendy Nikko

autor Aleksandra Wisniewska
Kwi 9, 2017 2455 0 0
Udostępnij

W przestronnej restauracji rodzina szuka schronienia przed siąpiącym na zewnątrz deszczem. Każdy kąt obszernej sali zastawiony jest tysiącem przedmiotów.

Na półkach stoją zbierane latami pamiątki, pożółkłe od słońca zdjęcia, stare dziecięce lalki i rozpadające się w szwach pluszowe maskotki. Ze ścian – białych płacht papieru obsadzonych w drewnianych ramach – zwisają kalendarze z tego roku i lat przeszłych. Akwarelowe malunki smoków i kwitnącej sakury kołyszą się w podmuchach sufitowego wiatraka. Obok nich – kaligrafowane japońskie znaki oznajmiają przybyszom porzekadła i przysłowia.

Rodzice sadzają córki – obie ubrane w prześlicznie kwieciste, odświętne jukaty – przy jednym ze stolików na środku sali. Z pomieszczenia na końcu pokoju wychodzi do nich siwa, przygarbiona wiekiem kobieta.

– Pogoda prosi się o gorącą sobę – troskliwy, ale zdecydowany głos obwieszcza zamówienie bez pytania się o nie gości.

Po chwili przed całą czwórką stoją parujące miski z zupą. Na ciemnym, gryczanym makaronie tonącym w rybnym wywarze, piętrzą się dodatki: grzyby, posiekany szczypior i cebula, kombu – marynowane wodorosty, aburaage – cienkie, smażone plastry sojowego tofu i wreszcie naruto – rybne ciastko z różowym znakiem wiru wodnego słynnej cieśniny Naruto, łączącej Morze Japońskie z Pacyfikiem.

– A księżniczka dlaczego taka smutna? – pyta staruszka, widząc wygięta w podkówkę buzię młodszej z dziewczynek.

– Nie bardzo jej w smak dzisiejsze zwiedzanie. Musiała wcześnie rano wstać. Do tego, ledwie co wysiedliśmy z pociągu z Tokio, a tu rozpadał się deszcz.

– Hmmmm, no tak, tak. Ciężka przeprawa czeka księżniczkę – kiwa ze zrozumieniem głową babcia – Ale będzie warto. Widzisz, jest takie przysłowie: „Nie mów kekko [już dość], dopóki nie zobaczysz Nikko”. Wiesz dlaczego? Bo to jest miejsce baśniowe i magiczne.

Staruszka sadza sobie dziecko na kolanach i zaczyna opowieść.

– Zanim spadną ostatnie krople deszczu, wyjdzie słońce. Po niebie roztoczy się tęcza sięgająca aż do Mostu Shinkyo. Kiedyś, tylko szogun miał przywilej jego przekraczania. Jeden z czerwonych końców mostu ginie w zieleni lasu przytulonego do miasta, drugi dochodzi do terenów świątyni Toshogu.

– Do samej Toshogu prowadzi szeroka, asfaltowa droga. Wije się ona przez stary, cedrowy las pachnący wilgotną korą i szyszkami. U zwieńczenia drogi stoi pagoda. Pod okapami każdego z jej pięter kryją się misternie rzeźbione, przecudnie barwne ozdoby. Każde piętro to symbol jednego z żywiołów: wody, ognia, ziemi i powietrza. Piąty, to eter, który łączy wszystkie pozostałe elementy w materię tworzącą wszechświat.

Do dziewczynki siedzącej na kolanach babci dołącza jej starsza siostra. Staruszka uśmiecha się na widok jej szeroko otwartych z zaciekawienia oczu i kontynuuje opowieść.

– Za pagodą zobaczycie schodki i masywną bramę. Jej czarny dach chroni przed deszczem figury bóstw shinto – strażników wejścia i opiekunów świątyni. Za bramą rozciąga się brukowany plac. Jego kontury usiane są dziesiątkami, kamiennych latarni. Nad nimi górują budynki zabudowań gospodarskich. Nawet one są misternie zdobione rzeźbami i złotą farbą.

– W świątynnej stajni przywita was rżenie białego świętego konia. Jego zdrowia strzegą trzy mądre małpy rzeźbione pod dachem budynku. Wiecie dlaczego nazywane są mądrymi? – pyta staruszka.
Zarówno dziewczynki jak i ich rodzice przecząco kręcą głowami.

– Bo nie dopuszczają do siebie niegodziwości i podłości. Każda z nich zakrywa swoje oczy, uszy i usta by zła nie widzieć, zła nie słyszeć i o złu nie mówić. Zasady te towarzyszą im we wszystkich kolejach życia: beztroskim dzieciństwie, trudach dojrzewania i poszukiwania sensu istnienia, aż po nieuniknioną śmierć. Osiem rzeźbionych paneli stajennego poddasza opowie wam ich historię.

– Potem przejdziecie przez bramę Yomeimon. Wspaniała, rozłożysta budowla zachwyci was złotym kończeniem wyginającego się ku niebu dachu. Chroni on swoimi masywnymi ramionami drewniane ściany zdobione ponad 400 rzeźbionymi ornamentami. Ci, którzy po raz pierwszy ujrzeli przepych bramy, nie mogli się na sią napatrzeć. Stąd też wzięło się jej drugie imię „higurashi-no-mon” – „patrzeć do zachodu słońca i nie mieć dość”.

– Zanim wam opowiem o smoku, przygotuję gorącą ocha – przerywa gawęda babcia i znika na zapleczu. Po chwili pojawia się z dzbankiem parującej zielonej herbaty. Z ceramicznego naczynia nalewa wywar do malutkich filiżanek i podaje gościom. Grzejąc dłonie o czarkę podejmuje swoją opowieść.

– Gdzie to ja… aha, Płaczący Smok. Mieszka w jednym z budynków świątynnych zaraz za Yomeimon. Jego podobizna maluje się majestatycznie na suficie sali. Trzeba stanąć pod głową smoka i uderzyć o siebie dwoma drewienkami. Wtedy całe pomieszczenie rozlegnie się wibrującym, przypominającym łkanie dźwiękiem. Ale pamiętajcie, tylko kapłani shinto są w stanie zmusić smoka do płaczu.

– Teraz możecie kierować się już do świątyni głównej, gdzie trwają obrzędy modlitewne. Jednak zanim do niej wejdziecie, musicie się obmyć. U wejścia zobaczycie kamienne korytko z wodą. Na nim – przypominające rondelki nalewaki z długimi rączkami. Wodą opłuczcie ręce i usta. Pamiętajcie, żeby nie dotykać ustami nalewaka. Przelejcie najpierw wodę w dłoń i z niej zaczerpnijcie płynu. Potem wyplujcie wszystko siarczyście do zlewu obok kamiennej rynienki. Zapamiętacie?

Obie główki energicznie kiwają na znak potwierdzenia.

– Kiedy staniecie pod bramą Sakashitamon, spójrzcie w górę. U szczytu konstrukcji, między barwnie malowanymi ornamentami kuli się rzeźba śpiącego kota. To nie jest zwykły kot. To duch samego Tokugawy – wielkiego i potężnego szoguna, dla którego została wzniesiona cała świątynia. Z niej, jako jedno z bóstw, pilnował żeby cała Japonia była bezpieczna i spokojna.

– Za Sakashitamon zaczyna się 200 stromych schodów. Biegną pomiędzy cyprysowymi pniami i omszałymi kamiennymi barierkami. U ich szczytu na kamiennym placu otoczonym morzem zieleni stoi urna ze szczątkami Tokugawy. Jest bardzo skromna, ale i dystyngowana. Tak, jak śpiący w niej snem wiecznym szogun, dla którego ziemskie zbytki były niczym, a honor – najwyższą wartością.

Z ostatnim zdaniem staruszki do sali wpada promień słońca kładąc się ciepłą smugą na jej twarzy.

– Oj! Ja bajam, a tu deszcz przestał padać!

Dziewczynki podrywają się z miejsca i biegną do okien. Na zewnątrz lekka bryza strąca ostanie krople deszczu z drzew. Po bezchmurnym niebie rozciąga się tęcza.


 

Nikko – magiczne miasteczko

Nikko to niewielka miejscowość w japońskiej prefekturze Tochigi, położona około 140km na północ od Tokio. Stolica Japonii oferuje dogodne połączenie z miasteczkiem liniami kolejowymi Tobu Railways i Japan Railways (JR). Ceny połączeń wahają się w zależności od rodzaju pociągu (rapid, limited experess, etc. – 1300 – 5000 JPY / 46 – 178 PLN / 12 – 45 USD) – więcej informacji znajdziesz tutaj. Dodatkowo Tobu Railways oferują bilety łączone z przejazdami autobusowymi w samym Nikko – więcej informacji znajdziesz tutaj.

Nikko osiągnęło międzynarodowy rozgłos dzięki atrakcjom turystycznym położonym zarówno w obrębie samego miasteczka, jak i w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Najsłynniejsze z nich to:
 

Co zobaczyć w Nikko

  • Świątynia Toshogu
  • Most Shinkyo
  • Wąwóz Kanmangafuchi
  • Wodospad Kegon

Świątynia Toshogu

Umierającym życzeniem szoguna Tokugawa (generała władającego szogunatem, który panował nad Japonią ponad 250 lat) było wzniesienie świątyni, z nim jako jednym z bóstw – Tosho Daigongen („Wielkie Bóstwo Lśniącego Światła Wschodu”). Miał dopilnować, żeby w Japonii panował niezakłócony porządek i pokój. Początkowo świątynia była niezbyt pozorna – w co ciężko uwierzyć, patrząc dziś na jej przepych – ale w pierwszej połowie XVIIw. wnuk Tokugawy uczynił z niej imponujących rozmiarów kompleks świątynny.

Ponad tuzin budynków świątynnych jest bogato dekorowany drewnianymi, zdobionymi złotem rzeźbami i ornamentami. Dekoracje te są rzadkie dla świątyń religii shinto, które zazwyczaj są bardzo minimalistyczne i dyskretne. Bogata ornamentyka jest charakterystyczna za to dla świątyń buddyjskich i właśnie te naleciałości zachowane są w Toshogu. Fakt ten nadaje kompleksowi jeszcze większej wyjątkowości, jako że w czasie ery Meiji wszelkie symbole Buddyzmu były usuwane z miejsc świętych. Tu jednak pozwolono im koegzystować w harmonijnej jedności.
Nietypowa i wspaniała w swoim przepychu świątynia znalazła się na liście Zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Godziny otwarcia:
Kwiecień – październik: 08:00 – 17:00
Listopad – marzec: 08:00 – 16:00
Ostatnie wejście – 30 minut przed zamknięciem

Bilety:
Świątynia – 1300 JPY / 46 PLN / 12 USD
Muzeum – 1000 JPY / 36 PLN / 9 USD
Świątynia i muzeum – 2100 JPY / 75 PLN / 19 USD

Most Shinkyo

„Święty Most” należy do świątyni Futarasan. Jest uznawany za jeden z trzech najwspanialszych w Japonii. Przerzucony przez rzekę Daiya od 1999r. znajduje się na liście Zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Według legendy, kapłan Shōdō chciał przedostać się przez rzekę Daiya na górę Nantai, by modlić się o dobrobyt Japonii. Jednak silny i wartki nurt rzeki nie pozwalał mu na to. Kapłan modlił się tak usilnie, że pojawił się przed nim bóg Jinja-Daiou z wężami owiniętymi dookoła jego ręki. Bóg wypuścił węże, które utworzyły most dla Shōdō.

Godziny otwarcia:
Kwiecień – wrzesień: 08:00 – 17:00
Październik – początek listopada: 08:00 – 16:00
Koniec listopada – marzec: 09:00 – 16:00

Bilety – 300 JPY / 11 PLN / 3 USD

Wąwóz Kanmangafuchi

Wąwóz malowniczo położony w leśnym zaciszu przy rzece. Swoją sławę zawdzięcza nie tylko urokliwej lokacji ale także rzędowi kamiennych posągów przyodzianych w czerwone czapeczki i chusty. Niektóre ze statuetek widocznie nadgryzione są zębem czasu, brakuje im głów, kontury się zacierają. Niektóre trzymają się jednak całkiem dobrze, co pozwala nam przyjrzeć się ich detalom.

Figurki przedstawiają Jizo – oświeconą istotę, która jest w stanie osiągnąć stan Nirvany, ale zwleka z tym, ponieważ chce pomóc innym. W kulturze japońskiej Jizo są opiekunami zmarłych, albo nienarodzonych dzieci, które jeszcze nie zdążyły nagromadzić dobrej karmy na tyle, aby wejść do raju. Według legendy ustawienie figurek ciągle się zmienia i zwiedzający nigdy nie zobaczą ich dwa razy w takim samym szyku.

Godziny otwarcia – nieregulowane

Bilety – wstęp darmowy

Wodospad Kegon

Położony około 30 minut jazdy autobusem od centralnego Nikko. 100-metrowy wodospad swój początek bierze w wodach Jeziora Chuzenji i jest jednym z trzech najsłynniejszych, najwyższych i najbardziej imponujących wodospadów Japonii. Pod koniec października jest bardzo popularnym miejscem do podziwiania kolorów jesieni.

Godziny otwarcia:
Marzec – listopad: 08:00 – 17:00
Grudzień – luty: 09:00 – 16:30

Bilety – 550 JPY / 20 PLN / 5 USD


 
 

architecturearchitekturahistoriahistory
Udostępnij

Poprzedni

Życie w górach Nepalu - trekking przez Himalaje

Następny

Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze

OBSERWUJ NAS

WIĘCEJ NA FACEBOOKU

Współpraca z Lonely Planet

INSTAGRAM

[English below] Trzydniowa Japonia w pigułce rozn [English below]
Trzydniowa Japonia w pigułce rozniosła nam głowy. Kilka lat później przeprowadziliśmy się do niej na sześć miesięcy. Kraj przez pół roku konsekwentnie i nieodwracalnie przepalał nam styki. Dlatego nie zdziwiliśmy się wcale, kiedy kilka lat później w Wołgogradzie po meczu Polska-Japonia kibice naszych rywali zabrali się za porządkowanie stadionowych trybun. Co kiedyś mogłoby wywołać uśmiech politowania i wymowny gest posuwisto-zwrotny palcem wskazującym w stronę czoła, dziś było tak oczywiste, że aż trzeba się było dołączyć. Wcale nas nie zdziwiło, że przed stadionem rzesze japońskich fanów gratulowało Polakom tak żarliwie, jakbyśmy wcale nie grali o pietruszkę. Przy tym wszyscy byli tak urzekająco szczęśliwi naszym… hmm… szczęściem, jakby sami właśnie wygrali puchar. Wymianom szalików, koszulek nie było końca. Andrzej wrócił chyba z trzema. W tym jedną vintage z rozgrywek w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Co prawda juniorska, ale przynajmniej na jedno z nas pasuje.
-----
Three-day Japan, in a nutshell, blew our minds. A few years later, we moved in there for six months. The country has been consistently and irreversibly frying our brains for half a year. That's why we weren't at all surprised when, a few years later, in Volgograd, after the Poland-Japan match, our rivals' fans started cleaning up the stadium stands. What once might have caused a smile of pity and a back-and-forth gesture with the index finger towards the forehead was now so obvious that we had to join in. We were not at all surprised that in front of the stadium, crowds of Japanese fans congratulated the Poles as passionately as if we were not playing for honour at all. And everyone was so charmingly happy with our… hmm… victory as if they had just won the cup themselves. There was no end to the exchange of scarves and T-shirts. Andrzej came back with at least three, including one vintage from the 1990s. It's a junior size, but it fits at least one of us.
[English below] Tak, jak obiecał, przyszedł w po [English below]
Tak, jak obiecał, przyszedł w poniedziałek z samego rana. Przyszedł jak zwykle elegancki. W jasnej koszuli w kratkę, w spodniach w kancik, w idealnie wypolerowanych okularach, z wypielęgnowaną skórzaną torbą przerzuconą przez ramię. Snuła się wokół niego mgiełka nienachalnej serdeczności i zaraźliwego spokoju. Wystarczyło stanąć obok, żeby nim przesiąknąć. Jak zapachem. Ale zapachu Andrieja nie pamiętam. Wydaje mi się jednak, że pachniał mydłem. Takim zwykłym, szarym. Każdego ranka krótkim, grubym pędzlem nakładał mydlaną piankę okrężnymi ruchami na twarz, żeby zmiękczyć zarost. Potem zmieniał żyletkę w ciężkawej srebrnej maszynce do golenia i uważnie przesuwał nią po policzkach, brodzie, szyi. Na koniec chlustał w dłonie wodą kolońską ze szklanej odkręcanej butelki i wklepywał ją w podrażnioną ostrzem twarz. Na pewno szczypało. Tak, Andriej musiał pachnieć szarym mydłem i wodą kolońską. Tak pachniał mój dziadzio. Tak pachniał mój tata. Tak pachniała dobroć. 
(Cały tekst pod linkiem w bio)
-----------------------------
As promised, he came on Monday morning. He arrived elegant as usual. In a light checkered shirt, in crease trousers, in perfectly polished glasses, with a well-groomed leather bag slung over his shoulder. There was a mist of unobtrusive cordiality and contagious calmness around him. All you had to do was stand next to him to be soaked in it, like in the fragrance. But I don't remember Andrei's scent. I think he smelled like soap, though. Just plain grey soap. Every morning, he used a short, thick brush to apply soapy foam in circular motions to his face to soften the stubble. Then he changed the razor blade in the heavy silver shaver and carefully ran it over his cheeks, chin, and neck. Finally, he splashed cologne from a glass screw-top bottle into his hands and patted it on his face, irritated by the blade. It definitely stung. Yes, Andrei must have smelled of grey soap and cologne. This is what my grandfather smelled like. This is what my dad smelled like. This was the smell of kindness.
(The whole txt under the link in bio)
[English below] Wołgograd nijak ma się do Moskwy [English below]
Wołgograd nijak ma się do Moskwy, ale ma swój przydział potężnych rzeźb. Smutne to rzeźby. Pełne cierpienia, rozpaczy. Rzeźby żołnierzy dźwigających rannych kolegów. Rzeźby twarzy wykrzywionych męką, mięśni rwanych wiecznym bólem zakrzepłym w kamieniu. Ten umęczony szpaler prowadzi do stóp Matki Ojczyzny. Matka jest potężna – ma osiemdziesiąt pięć metrów wzrostu, krótkie rozwiane włosy i powłóczystą szatę. W prawej uniesionej ręce ściska nagi miecz i nim wzywa. Do czego? 
(Cały tekst pod linkiem w bio)
---
Volgograd is nothing like Moscow but has its share of massive sculptures. Here, sculptures are sad. Full of suffering and despair. These are sculptures of soldiers carrying wounded colleagues. Sculptures of faces twisted with torment, muscles torn by eternal pain congealed in stone. This tormented row leads to the feet of Mother Motherland. The Mother is huge - eighty-five meters tall, with short wind-blown hair and a flowing robe. She holds a naked sword and calls with it in her raised right hand. Calls to what? 
(The full story under the link in bio)
Instagram post 18199135858260048 Instagram post 18199135858260048
Szpakowaty ojciec z kilkuletnim synem podchodzą z Szpakowaty ojciec z kilkuletnim synem podchodzą zaraz po meczu. W stroboskopowych światłach imprezy na strefie kibica błyskają malutkie rosyjskie flagi wymalowane na ich twarzach. Podchodzą nieśmiali.
- Bardzo przepraszam, ale mówiłem synowi, że wy z Polszy i mamy do was taką prośbę – stara się wykrzyczeć w nasze uszy szpakowaty ojciec.
- Bo on by chciał, żebyście sobie obok waszych polskich, rosyjskie flagi namalowali. O tak, jak my – szpakowaty pan pokazuje przedramię swoje i syna, gdzie widać małe znaczki flag obu krajów.
Chłopczyk odziany od stóp do głów w barwy narodowe Rosji patrzy na nas okrągłymi oczami. Przestępuje z nogi na nogę. Ściska ojca za rękę. I już nie wiadomo, który z nich się bardziej denerwuje – ojciec czy syn.
A Szpakowaty pan mówi dalej. Mówi, że on synowi o Polsce od zawsze opowiada. Żeby wiedział, że przecież nas więcej łączy, niż dzieli. Że między nami bardzo silna więź, bo w naszych żyłach płynie ta sama krew. Słowiańska. Że jesteśmy bracia Słowianie. Bracia krwi. Szpakowaty pan opowiada. Opowiada i ma łzy w oczach.
--------
A grizzled father with a few-year-old son approaches right after the match. In the strobe lights of the party in the fan zone, flash tiny Russian flags painted on their faces. The two of them approach shyly.
“I am very sorry, but I told my son that you are from Poland, and we wanted to ask something of you", the grey-haired father tries to shout into our ears.
“He would like you to paint Russian flags next to your Polish ones. Here, just like we did," the grey-haired gentleman shows his and his son's forearms, where we can see small stamps of the flags of both countries.
A boy dressed from head to toe in the national colours of Russia looks at us with round eyes. He shifts from foot to foot and squeezes his father's hand. We no longer know which of them is more nervous – the father or the son.
The grey-haired man continues. He says that he has always been telling his son about Poland. To let him know that there is more that unites us than divides us. That there is a very strong bond between us because the same blood flows in our veins. That we are blood brothers. He explains and has tears in his eyes.
[English below] Dopiero kilkadziesiąt kilometrów [English below]
Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej pozwalamy sobie wierzyć, że to nie jest żaden podstęp. Że naprawdę nas wpuściła. Że już nic „nas ne dogonyat”.

Dopiero kilkadziesiąt kilometrów później zauważamy jaka Rosja jest piękna. Przynajmniej jej początek.

Jedziemy pod łukiem powitalnym z szerokiej tęczy, co łączy, przecięte gładziutką szosą pola soczyście żółtego rzepaku. Nad rzepakiem – bezkresne błękitne niebo.

W 2018 Rosja wita nas kolorami Ukrainy.
(Cały tekst pod linkiem w bio)
----------
Only a few dozen kilometres further, we allow ourselves to believe that this is not a trick. That she really let us in. That they really ‘nas ne dogonyat’.

Only a few dozen kilometres later, we notice how beautiful Russia is. 

We ride under the welcome arch made of a broad rainbow, connecting the juicy yellow rapeseed fields cut by a smooth road. Over the rapeseed stretches an endless blue sky.

In 2018, Russia welcomes us with the colours of Ukraine.
(the whole text under the link in bio)
Dołącz na Instagramie

Szukaj

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ O AZJI

architecture architektura dom historia history home kuchnia kultura natura nature obyczaje religia

Zobacz również

Planeta Ziemia, Rosja
Paź 25, 2018

Duch Buriacji

– To wasza maszyna? – pyta młody policjant, pokazując zdjęcie naszej karetki na swoim telefonie. –...

Czytaj Dalej
0 4
Planeta Ziemia, Singapur
Sty 1, 2017

Ginący grobowiec Tan Tock Senga

Lawirujemy po wąskich uliczkach, między niskimi shophousami i świeżo odmalowanymi blokami mieszkalnymi. Rozłożyste,...

Czytaj Dalej
0 3

Napisz coś... Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *


INSTAGRAM

[English below] Trzydniowa Japonia w pigułce rozn [English below]
Trzydniowa Japonia w pigułce rozniosła nam głowy. Kilka lat później przeprowadziliśmy się do niej na sześć miesięcy. Kraj przez pół roku konsekwentnie i nieodwracalnie przepalał nam styki. Dlatego nie zdziwiliśmy się wcale, kiedy kilka lat później w Wołgogradzie po meczu Polska-Japonia kibice naszych rywali zabrali się za porządkowanie stadionowych trybun. Co kiedyś mogłoby wywołać uśmiech politowania i wymowny gest posuwisto-zwrotny palcem wskazującym w stronę czoła, dziś było tak oczywiste, że aż trzeba się było dołączyć. Wcale nas nie zdziwiło, że przed stadionem rzesze japońskich fanów gratulowało Polakom tak żarliwie, jakbyśmy wcale nie grali o pietruszkę. Przy tym wszyscy byli tak urzekająco szczęśliwi naszym… hmm… szczęściem, jakby sami właśnie wygrali puchar. Wymianom szalików, koszulek nie było końca. Andrzej wrócił chyba z trzema. W tym jedną vintage z rozgrywek w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Co prawda juniorska, ale przynajmniej na jedno z nas pasuje.
-----
Three-day Japan, in a nutshell, blew our minds. A few years later, we moved in there for six months. The country has been consistently and irreversibly frying our brains for half a year. That's why we weren't at all surprised when, a few years later, in Volgograd, after the Poland-Japan match, our rivals' fans started cleaning up the stadium stands. What once might have caused a smile of pity and a back-and-forth gesture with the index finger towards the forehead was now so obvious that we had to join in. We were not at all surprised that in front of the stadium, crowds of Japanese fans congratulated the Poles as passionately as if we were not playing for honour at all. And everyone was so charmingly happy with our… hmm… victory as if they had just won the cup themselves. There was no end to the exchange of scarves and T-shirts. Andrzej came back with at least three, including one vintage from the 1990s. It's a junior size, but it fits at least one of us.
[English below] Tak, jak obiecał, przyszedł w po [English below]
Tak, jak obiecał, przyszedł w poniedziałek z samego rana. Przyszedł jak zwykle elegancki. W jasnej koszuli w kratkę, w spodniach w kancik, w idealnie wypolerowanych okularach, z wypielęgnowaną skórzaną torbą przerzuconą przez ramię. Snuła się wokół niego mgiełka nienachalnej serdeczności i zaraźliwego spokoju. Wystarczyło stanąć obok, żeby nim przesiąknąć. Jak zapachem. Ale zapachu Andrieja nie pamiętam. Wydaje mi się jednak, że pachniał mydłem. Takim zwykłym, szarym. Każdego ranka krótkim, grubym pędzlem nakładał mydlaną piankę okrężnymi ruchami na twarz, żeby zmiękczyć zarost. Potem zmieniał żyletkę w ciężkawej srebrnej maszynce do golenia i uważnie przesuwał nią po policzkach, brodzie, szyi. Na koniec chlustał w dłonie wodą kolońską ze szklanej odkręcanej butelki i wklepywał ją w podrażnioną ostrzem twarz. Na pewno szczypało. Tak, Andriej musiał pachnieć szarym mydłem i wodą kolońską. Tak pachniał mój dziadzio. Tak pachniał mój tata. Tak pachniała dobroć. 
(Cały tekst pod linkiem w bio)
-----------------------------
As promised, he came on Monday morning. He arrived elegant as usual. In a light checkered shirt, in crease trousers, in perfectly polished glasses, with a well-groomed leather bag slung over his shoulder. There was a mist of unobtrusive cordiality and contagious calmness around him. All you had to do was stand next to him to be soaked in it, like in the fragrance. But I don't remember Andrei's scent. I think he smelled like soap, though. Just plain grey soap. Every morning, he used a short, thick brush to apply soapy foam in circular motions to his face to soften the stubble. Then he changed the razor blade in the heavy silver shaver and carefully ran it over his cheeks, chin, and neck. Finally, he splashed cologne from a glass screw-top bottle into his hands and patted it on his face, irritated by the blade. It definitely stung. Yes, Andrei must have smelled of grey soap and cologne. This is what my grandfather smelled like. This is what my dad smelled like. This was the smell of kindness.
(The whole txt under the link in bio)
[English below] Wołgograd nijak ma się do Moskwy [English below]
Wołgograd nijak ma się do Moskwy, ale ma swój przydział potężnych rzeźb. Smutne to rzeźby. Pełne cierpienia, rozpaczy. Rzeźby żołnierzy dźwigających rannych kolegów. Rzeźby twarzy wykrzywionych męką, mięśni rwanych wiecznym bólem zakrzepłym w kamieniu. Ten umęczony szpaler prowadzi do stóp Matki Ojczyzny. Matka jest potężna – ma osiemdziesiąt pięć metrów wzrostu, krótkie rozwiane włosy i powłóczystą szatę. W prawej uniesionej ręce ściska nagi miecz i nim wzywa. Do czego? 
(Cały tekst pod linkiem w bio)
---
Volgograd is nothing like Moscow but has its share of massive sculptures. Here, sculptures are sad. Full of suffering and despair. These are sculptures of soldiers carrying wounded colleagues. Sculptures of faces twisted with torment, muscles torn by eternal pain congealed in stone. This tormented row leads to the feet of Mother Motherland. The Mother is huge - eighty-five meters tall, with short wind-blown hair and a flowing robe. She holds a naked sword and calls with it in her raised right hand. Calls to what? 
(The full story under the link in bio)
Instagram post 18199135858260048 Instagram post 18199135858260048
Szpakowaty ojciec z kilkuletnim synem podchodzą z Szpakowaty ojciec z kilkuletnim synem podchodzą zaraz po meczu. W stroboskopowych światłach imprezy na strefie kibica błyskają malutkie rosyjskie flagi wymalowane na ich twarzach. Podchodzą nieśmiali.
- Bardzo przepraszam, ale mówiłem synowi, że wy z Polszy i mamy do was taką prośbę – stara się wykrzyczeć w nasze uszy szpakowaty ojciec.
- Bo on by chciał, żebyście sobie obok waszych polskich, rosyjskie flagi namalowali. O tak, jak my – szpakowaty pan pokazuje przedramię swoje i syna, gdzie widać małe znaczki flag obu krajów.
Chłopczyk odziany od stóp do głów w barwy narodowe Rosji patrzy na nas okrągłymi oczami. Przestępuje z nogi na nogę. Ściska ojca za rękę. I już nie wiadomo, który z nich się bardziej denerwuje – ojciec czy syn.
A Szpakowaty pan mówi dalej. Mówi, że on synowi o Polsce od zawsze opowiada. Żeby wiedział, że przecież nas więcej łączy, niż dzieli. Że między nami bardzo silna więź, bo w naszych żyłach płynie ta sama krew. Słowiańska. Że jesteśmy bracia Słowianie. Bracia krwi. Szpakowaty pan opowiada. Opowiada i ma łzy w oczach.
--------
A grizzled father with a few-year-old son approaches right after the match. In the strobe lights of the party in the fan zone, flash tiny Russian flags painted on their faces. The two of them approach shyly.
“I am very sorry, but I told my son that you are from Poland, and we wanted to ask something of you", the grey-haired father tries to shout into our ears.
“He would like you to paint Russian flags next to your Polish ones. Here, just like we did," the grey-haired gentleman shows his and his son's forearms, where we can see small stamps of the flags of both countries.
A boy dressed from head to toe in the national colours of Russia looks at us with round eyes. He shifts from foot to foot and squeezes his father's hand. We no longer know which of them is more nervous – the father or the son.
The grey-haired man continues. He says that he has always been telling his son about Poland. To let him know that there is more that unites us than divides us. That there is a very strong bond between us because the same blood flows in our veins. That we are blood brothers. He explains and has tears in his eyes.
[English below] Dopiero kilkadziesiąt kilometrów [English below]
Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej pozwalamy sobie wierzyć, że to nie jest żaden podstęp. Że naprawdę nas wpuściła. Że już nic „nas ne dogonyat”.

Dopiero kilkadziesiąt kilometrów później zauważamy jaka Rosja jest piękna. Przynajmniej jej początek.

Jedziemy pod łukiem powitalnym z szerokiej tęczy, co łączy, przecięte gładziutką szosą pola soczyście żółtego rzepaku. Nad rzepakiem – bezkresne błękitne niebo.

W 2018 Rosja wita nas kolorami Ukrainy.
(Cały tekst pod linkiem w bio)
----------
Only a few dozen kilometres further, we allow ourselves to believe that this is not a trick. That she really let us in. That they really ‘nas ne dogonyat’.

Only a few dozen kilometres later, we notice how beautiful Russia is. 

We ride under the welcome arch made of a broad rainbow, connecting the juicy yellow rapeseed fields cut by a smooth road. Over the rapeseed stretches an endless blue sky.

In 2018, Russia welcomes us with the colours of Ukraine.
(the whole text under the link in bio)
Dołącz na Instagramie
Copyrights © 2020 www.peryferie.com All rights reserved.
Do góry