Chiński Nowy Rok na singapurskiej dzielnicy Chinatown
– Dwa! Dwa dolary za pudło ciastek! Dziesięć lizaków za pięćdziesiąt centów! – przekupień ze stoiska na...
– Nie, nie. Pięć to za mało. Musi być na całą rękę – właścicielka sklepu poprawia chustę na głowie i z wiedzą eksperta kontynuuje temat – Im więcej bangli, tym szczęśliwsza panna młoda. A i zgoda w małżeństwie będzie dopóty, dopóki ostatnia się nie pobije.
Klientka opuszcza sklepik z torbą po brzegi wypełnioną szklanymi bransoletami, mieniącymi się barwami tęczy. Za jej plecami przekupka nie traci czasu – nowy klient, nowa oferta.
– Podoba się? Proszę siadać, zaraz córka namaluje taki sam wzór. U nas henna najlepszego gatunku, bardzo trwała – spod niskiego stolika przy ulicy wyciąga malutkie krzesełko i sadowi na nim nieco protestującą kobietę – A co to przeszkadza, że Niemka? Pani da dłoń. Zaraz przemienimy ją w cudo.
Półki sąsiedniego stoiska zastawione są rzędami figurynek przedstawiających hinduskie bóstwa. Paciorkowatymi oczami śledzą nasze ruchy z wyżyn swoich gablot. W sklepiku obok, malowani prorocy wciśnięci w ramy fantastycznie kolorowych obrazów, unoszą ręce w błogosławiącym geście. Między nimi – zdjęcie Michaela Jacksona.
Pobliska restauracja wabi nęcącymi zapachami. Wewnątrz i na zewnątrz, tłumy ludzi szczelnie obsiadają aluminiowe stoliki. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jeszcze jeden pojawia się przed nami. Zaganiany kelner-magik upewnia się, że mamy wystarczająco miejsca i podaje menu. Na zamówienie czekamy przyglądając się barwnemu korowodowi świętujących przechodniów.
– Dla pana kurczak curry, dla pani mleko kokosowe.
Przez słomkę umieszczoną w odciętej końcówce owocu łapczywie piję cudownie orzeźwiający, cierpko-słodki płyn. Andrzej opiera się fantastycznej woni mleczno-kokosowego curry i czeka na ryż do kurczaka.
– Ryż? Ale nie było w zamówieniu. A nie, nie ma w zestawie. Trzeba zamówić osobno. Oj, piwa też u nas nie ma. Ale pójdą państwo tam za róg, na market uliczny. Tam będzie na pewno.
Plastykowe stoliki i krzesła wypełniają całą szerokość ulicy. Dookoła poupychane są przenośne stoiska. Przy każdym masa ludzi. Smażone na głębokim tłuszczu słodkie ciastka jeszcze błyszczą od oleju. Prażone przekąski wypełniają powietrze zapachem cynamonu i kuminu.
– Piwo? Jest oczywiście. Jakie? Najpopularniejsze? – brodaty mężczyzna pochyla się nad wypełnionym lodem styropianowym pudłem. Z wnętrza prowizorycznej lodówki wyławia puszkę 0,5 litra. Za trzy dolary singapurskie stajemy się dumnymi właścicielami napoju chmielowego o intrygującej nazwie „Knock Out”.
Na pierwszy rzut oka widać, że dziś na dzielnicy niepodzielnie rządzą lampki: mniejsze, większe, zawieszane, stojące, połączone w długie sznury, formowane w przeróżne kształty. Ich wymyślne formy bledną jednak przy przepychu tych, strojących główną ulicę Little India. Świetlne bramy unoszą się nad przemykającymi pod nimi samochodami. Lustro mokrej od deszczu ulicy multiplikuje ich hipnotycznie błyszczącą kakofonię barw. Stąpając po magicznym dywanie światła idziemy w stronę głównej sceny. Przy dźwiękach bollywoodzkiej muzyki niebo eksploduje tysiącem kolorów. Zaczyna się kulminujący dzisiejszy dzień pokaz fajerwerków.
Jest to hinduskie święto obchodzone między połową października i listopada (przypada na noc, kiedy Księżyc jest w nowiu). W czasie jego trwania zapalane są małe, gliniane lampki wypełnione oliwą – symbol zwycięstwa światła nad ciemnością, dobra nad złem, wiedzy, mądrości, nad ignorancją i niewiedzą. Wraz z tym zwycięstwem przychodzi oświecenie i świadomość, że wszystko, co istnieje jest jednością.
W powszechnym użyciu są petardy, służące do odstraszania złych duchów.
Deepavali trwa pięć dni. Każdy dzień odpowiada innej historii związanej z głównym świętem.
Dzień I: Dhanteras – celebracje narodzin Dhanvantari (boga zdrowia) i Lakshmi (bogini bogactwa i dobrobytu). Tego dnia kwitnie handel złotem i kosztownościami, a induscy przedsiębiorcy obierają go za początek roku biznesowego.
Dzień II: Naraka Chaturdashi – poświęcony Krishnie (wcieleniu Vishnu) i unicestwieniu demona Narakasura. Hindusi, przed świtem biorą kąpiel w wodzie zmieszanej z wonnymi olejkami, co uważane jest za równoznaczne z braniem kąpieli w świętych wodach Gangesu. Wypiekane są słodycze w przygotowaniu do świętowania głównego dnia obchodów.
Dzień III: Lakshmi Puja – najważniejszy dzień Deepavali. To wtedy czci się Ganeśę – boga pomyślnego początku i Lakshmi – boginię dobrobytu. Oliwne lampki wystawiane są w oknach by ich światło zachęciło boginię do wstąpienia w progi domostw. Jest to również święto matek, którym rodzina dziękuje za całoroczny ciężki trud opiekowania się domowym ogniskiem. Dzień poświęcony spotkaniom z rodziną i przyjaciółmi, z którymi wymienia się tradycyjne podarki.
Dzień IV: Padwa – poświęcony celebracji miłości i wzajemnego poświęcenia w związkach małżeńskich. Mężowie obdarowują swoje żony wyszukanymi prezentami.
Dzień V: Bhaiya Dooji – tego dnia miłość i oddanie celebrują rodzeństwa. Kobiety zbierają się razem na wspólne modlitwy w intencji braci. Później łączą się z nimi przy kolacji i wspólnej konwersacji. Rodzeństwa wymieniają się również tradycyjnymi podarkami.
Obchody Deepavali na Little India są absolutnie warte polecenia. Trzeba się liczyć jednak z ogromnymi tłumami ludzi. Zdecydowanie nie dla kogoś, kto nie czuje się zbyt komfortowo w ścisku i gwarze. Opcją alternatywną są odwiedziny w dzielnicy 2-3 dni przed świętem, kiedy to ulice już są pięknie przystrojone, ale jeszcze w miarę opustoszałe.
W Singapurze najlepiej doświadczyć Deepavali w dzielnicy Little India – największym ośrodku Indusów w kraju. Z bliska będzie można przyjrzeć się i wziąć udział w tradycyjnych obchodach radosnego święta.
Singapurska komunikacja w postaci metra MRT dowiezie w samo serce dzielnicy do stacji Little India.
Między połową października a listopada. Jako, że jest to święto ruchome każdego roku przypada na inną datę. W 2015 obchodzone było 10-go listopada, w 2016 przypada na 29-go października, itd.
Impreza darmowa. Wystarczy pojawić się na Little India i chłonąć świąteczną atmosferę. Trzeba się liczyć jednak w wydatkami okolicznościowymi typu pyszne jedzenie, słodycze, pamiątki i henna (oczywiście wedle uznania). W food courcie danie składające się z ryżu, napoju (bezalkoholowego) i mięsa w sosie curry można dostać już od 7SGD/20PLN/5USD. Restauracje za taki sam zestaw policzą sobie nieco drożej (15-35SGD/43-100PLN/11-26USD). Słodycze kupowane na ulicznych straganikach można dostać już od 2SGD/5PLN/1.50). Pamiątki – w zależności od upodobania. W typowych pamiątkarniach oferujących magnesy, otwieracze do butelek, coastery, itd. wydatki zaczynają się średnio od 5SGD/14PLN/4USD). W sklepach oferujących sari, paszminy i ubrania lepszego gatunku ceny wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset dolarów singapurskich.